sobota, 28 lutego 2015

Szkoła rodzenia - pierwsze zajęcia za nami

W minioną środę rozpoczęliśmy zajęcia w szkole rodzenia. Poszliśmy na nie w trójkę - tzn. ja, Marcin i Oluś ;)

Zajęcia odbywają się w naszym szpitalu powiatowym (w którym zamierzam rodzić) i są bezpłatne. W planie mamy pięć spotkań. 

Pierwsze zajęcia poświęcone były tematowi porodu. Położna przedstawiła nam trzy etapy porodu, do każdego z etapów oczywiście mogliśmy zadawać pytania. Powiem Wam szczerze, że jak tak siedziałam i słuchałam co mnie czeka, to aż chwilowo zrobiło mi się słabo i aż straciłam całą siłę w dłoniach, tak że nawet nie mogłabym ścisnąć długopisu ;) chociaż może to od gorąca było, bo w sali było strasznie duszno? :-)

Położna podkreślała kilkukrotnie, że bardzo ważne jest pozytywne nastawienie do porodu. Nad tym cały czas staram się pracować ;)

Później zaliczyliśmy spacer po Trakcie Porodowym i oddziale położniczym. Nasz szpital oddano do użytku bodajże 3 lata temu (po około 20 latach budowy ;)), w każdym razie kiedyś już pisałam, że jest naprawdę czysto, schludnie i przyjemnie (jak przypomnę sobie stary budynek i zapach który tam panował to nawet teraz mi niedobrze... a jeszcze ponoć przez oddział położniczy przewozili do windy zwłoki osób z oddziału wewnętrznego... masakra jakaś!!). 

Położna pokazała nam trzy sale porodowe, z których jedna jest przygotowana do porodów rodzinnych (przy sali znajduje się osobny pokój z kanapą, w którym mogą przebywać członkowie rodziny). Przy salach są też oczywiście łazienki, a na wyposażeniu są piłki czy worki sako. O porodzie rodzinnym należy poinformować w momencie przyjmowania na oddział.

Pokoje na oddziale położniczym są dwuosobowe, każdy z łazienką. Od niedawna szpital umożliwia przenocowanie na oddziale również komuś z najbliższej rodziny. Myślałam że taka opcja będzie dużo kosztować, ale okazało się że to koszt tylko 15 zł - oczywiście pod warunkiem, że akurat na oddziale będą wolne łóżka. Nie wiem czy będziemy z takiej opcji korzystać - pewnie wszystko będzie zależeć od tego, jak będę się czuła po porodzie. 

Kolejne zajęcia w najbliższą środę - będą poświęcone połogowi. Później czekają nas jeszcze osobne zajęcia dotyczące karmienia i kąpieli. Na ostatnich zajęciach będziemy ćwiczyć. 

A w poniedziałek oprócz szkoły rodzenia czeka nas także wizyta kontrolna u naszego lekarza prowadzącego ciążę. Oluś zostanie zmierzony, zważony i dokładnie podejrzany. Mam nadzieję, że pokaże nam buźkę, bo ciekawa jestem jak wygląda :-)

AAA, w szpitalu dostaliśmy też listę z rzeczami, które musimy mieć przy sobie podczas porodu. Wczoraj poczyniłam więc ostatnie zakupy - i jak tylko przyjdą mi paczki, a ja uporam się z praniem i prasowaniem ciuszków, to będzie można torby spakować. 

środa, 25 lutego 2015

Brzusio Box - paczuszka-niespodzianka dla przyszłej Mamy

Trochę przypadkiem trafiłam ostatnio na Brzusio Box, a właściwie to Brzusio Box trafił na mnie - na Instagramie. Dziś postanowiłam sprawdzić, co to właściwie jest, a że ja już wiem - to chciałam podzielić się tym z Wami.

grafika: www.brzusiobox.pl

Brzusio Box to paczuszka przygotowana specjalnie z myślą o przyszłych mamach i ich maleństwach. Zamawiając taki prezent nie wiemy do końca, co się w nim znajduje - wiadomo jedynie, że są to wyjątkowe produkty od polskich producentów, a na paczuszkę składają się:
grafika: www.brzusiobox.pl
Paczki są przesyłane raz w miesiącu - trafiają do przyszłych mam 10 dnia miesiąca. Jednorazowo Brzusio Box kosztuje 69 zł, ale można go też zamówić na trzy lub sześć miesięcy. 

Dodatkowo przy rejestracji podajemy tydzień ciąży oraz płeć dziecka, co ma sprawić, że nasz Brzusio Box będzie przygotowany specjalnie dla nas i naszego Maleństwa :)

W lutowej paczuszce znalazły się dwie książki ("Lepszy poród" i "Najszczęśliwsze niemowlę w okolicy"), herbatka laktacyjna, olej kokosowy, mydełka i kule do kąpieli oraz serduszko - podkładka pod kubeczek. Tutaj znajdziecie opisy i zdjęcia wszystkich produktów. 

W marcowej paczuszce ma znaleźć się niespodzianka od Lullalove. Co jeszcze? Nie wiadomo :-)

Ja dziś zamówiłam swój Brzusio Box i już nie mogę doczekać się przesyłki. Na pewno zdam Wam relację, co znalazło się w paczuszce. A gdybyście też chciały zamówić Brzusio Box dla siebie, to możecie to zrobić poprzez stronę internetową Brzusio Box - zamówienia na marcową niespodziankę przyjmowane są do końca lutego. 

Przeziębienie w ciąży

No i stało się. Dopadło mnie przeziębienie. Od wczoraj mam katar i drapie mnie w gardle. Czuję się trochę osłabiona - z tego wszystkiego wczoraj położyłam się jakoś po 20.00 i przez całą noc budziłam się nie wiem ile razy. 

Jak wiadomo w ciąży nie można zażywać 99,9% leków, ponieważ nie były one testowane na kobietach w ciąży. Pozostają więc domowe sposoby... 

Podczas mojego pierwszego ciążowego przeziębienia na początku drugiego trymestru lekarz zalecił mi picie syropu z cebuli i cukru - niestety od małego nie znoszę cebuli i nie byłam w stanie pić tego wynalazku :-(

Teraz więc nawet nie będę próbować go robić. Od mamy mam naturalny sok z malin, który dodaję do herbaty czy wody. Mam też syrop Prenalen, przeznaczony dla kobiet w ciąży i karmiących oraz Sterimar - roztwór fizjologiczny soli morskiej do nosa. 

Co jeszcze pomoże mi na przeziębienie w ciąży? Liczę na Wasze porady. A tymczasem pozdrawiam z łóżka - mój kot Stasiek mnie grzeje, więc liczę że będzie dobrze! :-)

Na Staśka zawsze mogę liczyć, pilnuje żebym nie wstawała z łóżka :-)

Wasze rady na przeziębienie w ciąży:
  • moczenie nóg w gorącej wodzie,
  • mleko z miodem i masłem na noc (albo z miodem i 1-2 ząbków czosnku),
  • na ból gardła - wypita woda przegotowana na czczo z sokiem z cytryny i miodem, przygotowana dzień wcześniej,
  • miód z dodatkiem cynamonu,
  • na katar - inhalacje,
  • herbata z sokiem malinowym (domowej roboty),

niedziela, 22 lutego 2015

Sielankowo

Ojj ostatnio zaniedbuję bloga! Niby jestem na zwolnieniu, niby mam tyyyyle wolnego czasu, niby powinno mi się już nudzić... no ale jakoś wcale tak nie jest ;)

W każdym razie: bardzo podoba mi się to, jak ostatnimi czasy mijają mi dni. Wstaję o tej godzinie, o której się obudzę - choć bardzo często zdarza się, że po przebudzeniu leżę sobie jeszcze w łóżku - bo przecież nigdzie mi się nie spieszy. 

W ciągu dnia zajmuję się głównie szyciem kolejnych poduszek, co naprawdę mnie cieszy i relaksuje. I najważniejsze - mogę to robić nawet leżąc w łóżku czy siedząc wygodnie na kanapie, przy dźwiękach ulubionej muzyki (mam nadzieję że dzięki temu zaszczepię mojemu synkowi dobry muzyczny gust ;)). Pomimo tego, że w kalendarzu dopiero luty, raz już nawet udało mi się urządzić szycie na balkonie, w blasku słonecznych promieni. Nie mogę się doczekać takich kolejnych dni!

W międzyczasie robię zakupy wyprawkowe - moją ostatnią zdobyczą jest napis nad łóżeczko Olusia - już nie mogę się doczekać, aż go zawiesimy! Ale to będzie dopiero w kwietniu, bo wtedy mamy dostać łóżeczko od mojej koleżanki. 


Mam też czas na spotkania z koleżankami czy załatwianie spraw na mieście. A to, co najbardziej cenię w tym wszystkim, to totalny spokój i przede wszystkim: brak jakichkolwiek stresów. Ostatnio nie muszę się nawet martwić o obiady, bo raz z zaproszeniem na obiad dzwoni moja mama, raz teściowa... w ciągu ostatnich dwóch tygodni gotowałam coś chyba tylko raz - z tego wszystkiego nawet nie mam czasu na zrobienie naleśników, które chodzą za mną od kilku dni! :-)

No i na takiej sielance mijają nam ostatnie dni. Po kilku ostatnich latach, kiedy to po ośmiu godzinach w pracy pędziłam do domu żeby zająć się moją firmą (prowadziłam lokalny portal internetowy z aktualnościami z życia miasta) i praktycznie non stop siedziałam przy komputerze i ciągle miałam coś do zrobienia i co chwilę musiałam z kimś coś załatwiać i o coś się martwić, obecne spokojne i wyciszone życie naprawdę baaaardzo mi odpowiada!

wtorek, 17 lutego 2015

Moja sowa do wygrania :-)

Znajome zaprosiły mnie do uczestnictwa w swoim projekcie. Na razie powstał fanpage, na którym prezentujemy swoje prace - ja podusie, a znajome - ramki na zdjęcia i kartki.

Zaczynamy od konkursu, w którym do wygrania jest sowi zestaw - czyli właśnie poduszka, ramka i kartka. Jeśli macie konto na Facebooku, to zapraszam do udziału :-)


Zasady konkursu są bardzo proste:
1. Polub fanpage Art Factory na Facebooku
2. Polub konkursowy post i udostępnij konkursową grafikę (publicznie)

Konkurs trwa do niedzieli 22 lutego do godziny 20.00!

niedziela, 15 lutego 2015

Bąbel szaleje :-)

Trzeba przyznać, że nasz Synek nie ma ze mną lekkiego życia. Ciężko mi usiedzieć w miejscu i nic nie robić - więc mimo tego, że jestem na zwolnieniu, to i tak ciągle coś robię. Ostatnio sporo czasu schodzi mi na wycinaniu, szyciu i wypełnianiu kolorowych poduszek, ale w międzyczasie zaliczam też różne taneczne imprezy. 

Po tańcach sylwestrowych i karnawałowych, wczoraj zaliczyliśmy tańce walentynkowe. Brzuszek ciążył mi zdecydowanie bardziej niż podczas Sylwestra - ale nie ma się co dziwić, trochę urósł przez te 1,5 miesiąca. Oczywiście na parkiecie nie szaleję tak, jak przed ciążą, ale i tak sporo się z Olusiem bawimy - znajomi nawet się śmieją, że nasz maluszek po urodzeniu da nam w kość - bo teraz tak aktywnie spędzam czas. No zobaczymy! A może właśnie po urodzeniu będzie chciał się wyspać? :-) tym bardziej że przed nami jeszcze co najmniej kilka salsotek, konferencja firmowa oraz Dzień Kobiet :-)

W każdym razie nasz Bąbel też szaleje i codziennie daje o sobie znać kopniaczkami. Łożysko mam na przedniej ścianie, więc te kopniaki nie są bardzo mocne, ale da się je zauważyć patrząc na brzuszek. 

Zaobserwowałam też jedną rzecz: jak leżę na wznak i wstrzymuję oddech, to widać jak mój brzuszek podskakuje wraz z uderzeniami serduszka Olka! Niesamowite! :-)

czwartek, 12 lutego 2015

Moje samopoczucie w ciąży

Zdaję sobie sprawę z tego, że każda ciąża jest inna i przede wszystkim: że każda kobieta przechodzi ciążę inaczej. Ja póki co narzekać na stan błogosławiony nie mogę, bo dziecię moje naprawdę mnie oszczędza.

Ogólnie jestem osobą dość aktywną - zawsze miałam dość bujne życie towarzyskie, a oprócz tego angażowałam się w mnóstwo akcji, pracowałam na dwa etaty - a chwilami nawet na 4 ;) , rzadko odpoczywałam i wszędzie było mnie pełno.

W momencie kiedy dowiedziałam się o ciąży zaczęłam się bać, jak to będzie później - czy będę miała czas na te moje wszystkie zajęcia, a przede wszystkim - czy zdrowie mi dopisze.

I trymestr

W pierwszym trymestrze dopadło mnie przede wszystkim mega zmęczenie. Akurat początek ciąży przypadł na nasze długo wyczekiwane wakacje - i choć nie robiłam na nich nic męczącego, to naprawdę sporo czasu przespałam - o co czasem miałam do siebie pretensje, bo zazwyczaj będąc na wakacjach szkoda mi czasu na takie przyziemne sprawy jak sen czy zwyczajne siedzenie w hotelowym pokoju :-) No ale w tym przypadku odpuściłam i nie szalałam na siłę - chociaż muszę przyznać, że podczas zaliczonego na Cyprze wesela to Marcin padł pierwszy ze zmęczenia, ja miałam ochotę iść jeszcze na after party, ale zdrowy rozsądek kazał mi się położyć spać ;)

Często też siedząc w pracy i widząc piękną pogodę za oknem obiecywałam sobie, że jak tylko zjem obiad to pójdę na spacerek. Hmm... praktycznie każdy dzień kończył się jednak tak samo - wracałam do domu i szłam spać!

W międzyczasie zaczął mnie dopadać wielki głód - pojawiał się znienacka i był tak wielki, że gdybym czegoś nie zjadła, to pewnie skończyłoby się wymiotami! Najgorzej jak głód dopadał mnie w samochodzie, kiedy sama kierowałam - bałam się, że nie dojadę do domu! Kilka razy takie akcje miałam też podczas zakupów - wtedy po prostu brałam jakąś bagietkę i zjadałam połowę zanim doszłam do kasy.

Przez jakiś czas miałam też problem z nogami, a dokładniej z łydkami - odczuwałam w nich mrowienie i strasznie bałam się, że to początek żylaków - szczególnie, że mojej mamie żylaki pojawiły się na nogach w trakcie ciąży ze mną i później, jak już byliśmy starsi, to nawet miała operację na nie. Ale w sumie to mrowienie przeszło mniej więcej wtedy, kiedy z kwasu foliowego przeszłam na witaminy dla kobiet w ciąży. Chwilowo męczyły mnie też wzdęcia i po każdym posiłku czułam się jak jakaś beczka.

II trymestr

W drugim trymestrze zmęczenie minęło - chociaż przed pójściem na zwolnienie miałam ogromne problemy ze wstaniem z łóżka do pracy. Później przez jakiś czas mogłam spać do 10.00 albo i dłużej, a i tak wieczorami czasem padałam, nawet oglądając jakiś fajny film czy serial. Teraz natomiast wieczorem siedzę do późna, bo czasem nawet do 1.00 w nocy, a rano budzę się koło 9.00 i spać nie mogę. 

Pojawił się też ból pleców - przy czym nie pośrodku, przy kręgosłupie, tylko jakby po bokach, mniej więcej na wysokości piersi.

Czasem dopada mnie zgaga - na szczęście nie jest bardzo mocna i wypicie kilku łyków mleka pomaga. Akurat ze zgagą to męczyłam się baaaardzo kilka lat temu, także teraz spokojnie daję sobie z nią radę. 

Od początku ciąży zdecydowanie szybciej się męczę - nawet po odkurzeniu 50mk mieszkania muszę już odpocząć, to samo podczas spacerowania. 


Ogólnie jednak w ciąży czuję się naprawdę dobrze i mam cichą nadzieję, że tak będzie już do końca, a przynajmniej jak najdłużej :-) staram się nie narzekać i korzystać z życia, póki mogę. Dlatego też w planach mam jeszcze kilka tanecznych imprez ;) kilka wyjazdów do znajomych czy też organizację baby shower - ale o tym kiedy indziej! :-)

Ps. Aha, skoro już piszę o samopoczuciu, warto przytoczyć moje 'ulubione' ciążowe pytanie, które słyszę codziennie po kilka razy: JAK SIĘ CZUJESZ? O ile staram się nie irytować, jak to pytanie zadają mi osoby z którymi rzadko się widzę, albo które dopiero dowiedziały się, że jestem w ciąży, o tyle pytanie to zadawane w kółko przez te same osoby sprawia, że zaczyna się we mnie gotować ;) ale nie wybuchnęłam jeszcze ani razu, odpowiadam za każdym razem z uśmiechem na ustach że czuję się bardzo dobrze! :-)

poniedziałek, 9 lutego 2015

Jak nasze koty zareagują na Olusia?

Od początku ciąży zadaję sobie pytanie znajdujące się w tytule posta: jak nasze dwa kocury zareagują na małego Olusia?

Nasze kocury to dwa dachowce - blokersy: prawie 5-letnia Marcysia oraz 1,5-roczny Stasiek. Oba koty trafiły do nas z Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami i mają zupełnie różne charaktery. Marcyśka to mega przylepa, szczególnie zaś uwielbia Marcina i wszystkich facetów. Nawet kiedy mamy dom pełen gości potrafi przychodzić i się przymilać - nie tylko do nas, ale również do nowych osób. A kiedy odwiedzają nas dzieciaki - szczególnie takie biegające i krzyczące, Marcyśka najchętniej chowa się w swoim wiklinowym domku - tam czuje się bezpiecznie i bez problemu pozwala wtedy dzieciakom się głaskać. 

Zamyśłona Marcysia

Stasiek to natomiast mały szatan. Śmieję się, że jest równie piękny, co niedobry. Wspina się po firankach (nawet teraz!), biega jak szalony, a nawet zdarzyło mu się w maju uciec z domu - przez 1,5 doby zwiedzał nasze osiedle, ale ostatecznie stwierdził że nie ma to jak w domu - więc sam wrócił i siedział pod moim autem i płakał :-) generalnie zawsze musi być tam gdzie my - w łazience, ubikacji czy sypialni. Jak nie ma ochoty na przytulanie, to potrafi pacnąć łapą albo drapnąć, ale przychodzi też sam się poprzytulać - i wtedy załącza mu się mega mruczenie. 

Elegancki Stanisław

O tym, jak nasze kocury reagują na dzieci, pisałam już TUTAJ. Dziś odwiedził nas znajomy z półrocznym synkiem Wojtusiem i jak do tej pory to najmłodszy dzieciak, z jakim miały do czynienia nasze kocury. Co na to nasze koty?

Oczywiście zaczęło się od sprawdzenia nosidełka. Stasiek i Marcyśka bo obwąchały i nawet zauważyły, że posiada on funkcję bujania ;) Szybko jednak zostawiły go w spokoju. Wojtusia  z zabawkami rozłożyliśmy na kocu. Kocury krążyły dookoła niego, ale nie zdecydowały się na podejście za blisko - wolały go obserwować z daleka. Za to koty zauważył Wojtek ;) który potrafi się już przewrócić z pleców na brzuszek. No i oczywiście to zrobił, a potem zaczął pełzać w kierunku kotów ;) Kilka razy było baaardzo blisko spotkania - ale kociaki wolały nie ryzykować spotkania.

Ciekawa jestem, jak będą wyglądały relacje kot - dziecko po porodzie. Najbardziej obawiam się spania w łóżeczku - mam nadzieję, że znudzą się nim równie szybko, co dziś nosidełkiem. No ale wierzę, że koty szybko zaakceptują nowego domownika, a Oluś od małego będzie kochał koty równie mocno, jak jego rodzice (i dziadkowie ;))

Poduszkowe zoo się powiększa

Z jednej poduszki dla Olusia zrobiło się już jakieś dwadzieścia pięć poduszek dla znajomych. A może nawet więcej, bo lista stale się powiększa ;)

Zaczęło się od sówki, ale w międzyczasie do poduszkowego zoo dołączyły koty, myszki, zające, żaby i pingwiny ;)




Zupełnie przez przypadek dowiedziałam się też, że malutkie dzieciaki uwielbiają zabawki z metkami - nie ma problemu, kolorowe metki trafiły na podusie!



Żeby nikt nie pomylił podusi, powstały też wersje z imionami: 

I choć wszystkie poduchy wyglądają cudnie, to mnie najbardziej podoba się ta, którą uszyłam specjalnie dla naszego Aleksandra. Jak widać - idealnie komponuje się z kolorem ścian w naszej sypialni ;)



No nic, wracam do szycia! 

czwartek, 5 lutego 2015

Tak to się zaczęło!

26 sierpnia 2014, wtorek, pierwsza rocznica podpisania aktu notarialnego w związku z kupnem mieszkania, jak i pierwsza rocznica spłacania kredytu mieszkaniowego (pierwsza, ale niestety nie ostatnia ;)). To też teoretycznie drugi dzień spodziewanego okresu, który tym razem się nie pojawił. 

Ogólnie w dniach poprzedzających ten 'sądny' dzień czułam, że coś się dzieje - czasem tak mam, że od wewnątrz czuję taki delikatny stresik, zwiastujący coś ważnego. I tak też było tym razem.

Wracając do 26 sierpnia. Do tej pory miesiączkę miałam regularną, a jeszcze w ostatnim czasie korzystałam w aplikacji w telefonie, która mi o niej przypominała. Jej brak sprawił więc, że w głowie zaczęła mi się świecić czerwona lampka. Ponieważ to był wtorek, ja od 8.00 do 16.00 siedziałam w pracy. Ale tego dnia ciężko było mi się skupić - co trochę zerkałam w telefon szukając w Internecie pierwszych objawów ciąży. 

Gdy tylko wybiła 16.00, prawie wybiegłam z pracy, wsiadłam w auto i pojechałam do pobliskiej galerii (choć galeria to za wielkie słowo) i w Rossmanie zakupiłam mój pierwszy w życiu test ciążowy - wzięłam od razu podwójny. W 'galerii' były toalety, a że mnie po raz kolejny tego dnia chciało się siku - postanowiłam test zrobić od razu, nie czekając na powrót do domu. Ręce mi się trochę trzęsły, nie do końca wiedziałam nawet jak się tym testem posługiwać ;) w każdym razie po kilku minutach zobaczyłam dwie kreski zwiastujące ciążę. 

Do końca nie wiem, jak dojechałam do domu ;) daleko co prawda nie miałam, ale te kilka minut trwały wieczność. Po drodze oczywiście zastanawiałam się, jak o ciąży powiedzieć Marcinowi. 

Gdy weszłam do domu okazało się, że Marcin spał na kanapie. Podeszłam z testem w ręku i go obudziłam, mówiąc że mam dla Niego prezent z okazji rocznicy kupna mieszkania. On trochę nieprzytomny jeszcze spytał jaki prezent, a wtedy ja dałam mu test. Ojj to był dla niego szok ;) prawie taki sam jak dla mnie. Pojawiły się łzy, ale oboje bardzo się cieszyliśmy. 

Po południu spotkaliśmy się z przyjaciółmi, z którymi umówiliśmy się już parę dni wcześniej, pojechaliśmy na lody. Włożyłam test do torebki i w trakcie spotkania powiedzieliśmy, że chcemy im coś pokazać. Wyciągnęłam test... i dopadł mnie tak histeryczny śmiech, że nie byłam w stanie powiedzieć słowa. Z tego wszystkiego mąż przyjaciółki stwierdził, że go wkręcamy ;) no i nie było wyjścia - wieczorem z drugim testem pojechaliśmy do przyjaciół i u nich robiłam test. Dopiero wtedy znajomy nam pogratulował ;) ale nie ma się co dziwić - do tej pory oboje deklarowaliśmy, że lepiej mieć kota niż dziecko ;) 

No i tak - trochę niespodziewanie - dowiedzieliśmy się, że zostaniemy rodzicami i że zmieni się całe nasze życie. Choć tego nie planowaliśmy, to cieszę się bardzo, że właśnie tak się to wszystko potoczyło - i mam wrażenie, że Bąbel wybrał sobie naprawdę idealny moment na pojawienie się na świecie :-) ja np. kilka miesięcy przed zajściem w ciążę zaczęłam się lepiej odżywiać i trochę schudłam, a poza tym spełniłam kilka swoich marzeń - tych mniejszych i tych większych ;)

środa, 4 lutego 2015

Chwilowy spadek formy

Nie wiem, czy to już wina trzeciego semestru, ale dopadł mnie dziś chwilowy spadek formy. Najpierw idąc do Carrefoura pomyślałam o sobie pierwszy raz, że zaczynam już chodzić jak kaczka. A pewnie będzie jeszcze gorzej ;)

Później robiąc zakupy zaczęłam szukać bananów, których już dawno nie jadłam i o których ciągle zapominałam będąc w sklepie. Zaczęłam zbliżać się do stołu z wyłożonymi owocami - a tam wszystko oprócz bananów! Prawie łzy mi w oczach stanęły i bankowo bym się rozpłakała  - na szczęście okazało się, że banany leżały na samym końcu :-) Uff! 

Stojąc przy kasie zgarnęłam do zakupów jeszcze czekoladę z orzechami - i otworzyłam ją od razu po wejściu do auta. Później doprawiłam bananem - i nastrój trochę mi się poprawił, chociaż jak opowiadałam tę historię Marcinowi po powrocie, to łzy mi naprawdę stanęły w oczach ;)

Teraz już się z tego śmieję, ale przez moment było groźnie. No cóż, ciążowe nastroje bywają różne :-)

wtorek, 3 lutego 2015

Zaczynamy trzeci trymestr!

Z moich obliczeń wynika, że zaczęliśmy właśnie 7. miesiąc ciąży i jednocześnie trzeci trymestr. To niesamowite! Nie spodziewałam się, że czas w ciąży będzie mi tak szybko leciał, szczególnie jak już będę na zwolnieniu!

Czuję się znakomicie i mam nadzieję, że tak będzie jak najdłużej. Wczoraj zaliczyliśmy wizytę u lekarza. Bąbel ułożył się już główką w dół i sobie pięknie rośnie (choć akurat na wczorajszej wizycie go nie mierzyliśmy, to nas czeka za miesiąc). Szyjka zamknięta, ciśnienie w normie, waga rośnie - póki co mam na plusie jakieś 8,5 kg.

Porozmawiałam z lekarzem o porodzie - niestety u nas w szpitalu nie ma opcji znieczulenia podczas naturalnego porodu, ale lekarz stwierdził że bardzo ważne jest samo nastawienie i przygotowanie do porodu. Także nastawiam się pozytywnie - będzie dobrze!! :-) czekam też na telefon ze szkoły rodzenia - zajęcia pewnie niedługo się rozpoczną. 

No a dziś obudziłam się rano i od razu po przebudzeniu dostałam genialną wiadomość: okazało się, że mój ukochany amerykański zespół Dave Matthews Band po 5 latach przerwy zagra koncerty w Europie, w tym jeden w Gdańsku! Od 2010 roku i mojego pierwszego koncertu DMB czekałam na ich kolejny występ i już myślałam, że to marzenie nigdy się nie spełni - a tu proszę, taka niespodzianka! Można powiedzieć, że termin wybrali idealnie - akurat Oluś będzie miał już prawie 5 miesięcy, więc chyba jakoś damy radę przeżyć dwudniową rozłąkę - ewentualnie weźmiemy go ze sobą do Gdańska + babcię do opieki podczas koncertu ;)

Aż wróciły wspomnienia sprzed prawie dokładnie 5 lat i koncertu w Berlinie, na którym byłam razem z przyjaciółką. Stałyśmy pod samą sceną, w koszulkach ze zdjęciem zespołu i transparentem "See you in Poland" Podczas koncertu oczywiście szalałyśmy, co doskonale widać na tym filmiku - te dwie skaczące głowy pod sceną to my :-) w tym czasie reszta publiki stoi zasłuchana i chłonie wszystkie dźwięki :-)


A tu nasze nagranie - nawet widać nas i nasz transparent :-)



Najlepsze natomiast czekało nas na końcu: po ostatniej piosence zespół rozdawał autografy, ludzie pod sceną podawali różne rzeczy, na których dostawali podpisy. My nie miałyśmy nic, na czym zespół mógłby się podpisać... oprócz swoich koszulek ;) założyłyśmy więc ubrania znajomych i zaczęłyśmy wymachiwać koszulkami. Zauważył to trębacz z zespołu i wziął je od nas! Po kilku minutach koszulki do nas wróciły z podpisami całego zespołu!! :-)

Ach, już się doczekać nie mogę 28 października! :-)

poniedziałek, 2 lutego 2015

A nam się już marzą wakacje - tym razem z Bąblem!

Choć jest dopiero początek roku a my nie tak tak dawno - bo na przełomie września i października -byliśmy na wakacjach, to już marzy nam się kolejny wyjazd, a przynajmniej dobry wakacyjny plan. 
Rok i dwa lata temu na początku roku już mieliśmy sprecyzowane wakacyjne plany - tzn. obrany kierunek i datę, a przez pozostały do wyjazdu czas ja wszystko planowałam - przeglądałam fora, szukałam fajnych hoteli i ciekawych miejsc do odwiedzenia, układałam cały plan wyjazdu. To planowanie i oczekiwanie na wyjazd było bardzo przyjemne - prawie tak bardzo, jak sam wyjazd ;)

Teraz co prawda kompletuję wyprawkę i to też sprawia mi wiele przyjemności, ale to jednak nie to samo, co myśl o pięknych widokach, ciepłym morzu i wygrzewaniu się na słoneczku. Kusi mnie, aby na jesień - najlepiej w październiku - wybrać się na jakieś wakacje z 5-miesięcznym Bąblem. I mam nadzieję, że ten plan uda się nam zrealizować! Najchętniej odwiedzilibyśmy po raz kolejny naszą ukochaną rajską wyspę - Cypr. Mamy tam wspaniałych znajomych, sprawdzone miejscówki i ukochane miejsca, do których zawsze będziemy chętnie wracać. No i w październiku na Cyprze jest idealna pogoda - temperatura powietrza tak do 30 stopni, cieplutka woda, bajka!



Kilka przepięknych widoków z Cypru... foto www.marcinkalka.pl

Na pewno nie będę jednak teraz planować całego wyjazdu - najprędzej zdecydujemy się na opcję last minute z biura podróży, ewentualnie w opcji last minute wykupimy lot czarterowy (w ubiegłym roku widziałam sporo takich promocji i co najważniejsze - było dużo ofert właśnie na Cypr + do tego noclegi w sprawdzonych już przez nas hotelach, które w październiku są w dobrych cenach). W każdym razie sama myśl, że jest jakiś wstępny plan, wywołuje uśmiech na mojej twarzy! :-)

Być może ktoś pomyśli, że takie planowanie 'na sucho', jeszcze przed narodzinami dziecka, to zdecydowanie przesada. Póki co jednak, myśląc o macierzyństwie, uważam że jeśli tylko się chce, to z dzieckiem wiele rzeczy można robić i nie powinno być ono przeszkodą w realizacji planów. Jasne, nasz wakacyjny wyjazd z Bąblem nie będzie wyglądał tak jak ten dwa lata temu, który był jedną wielką imprezą. Ale przecież ostatnie wakacje zaliczyliśmy już z Bąblem w brzuszku - no i obyło się bez nocnych szaleństw, a pomimo tego było cudownie. 

Trochę przeraża mnie jedynie ilość rzeczy, które będzie trzeba zabrać ze sobą w taką podróż, ale skoro nawet tanie linie lotnicze bezpłatnie zabierają wózek i fotelik samochodowy lub łóżeczko turystyczne, to na pewno jakoś się zapakujemy. 

Poza tym: w 2013 roku na Boże Narodzenie pojechaliśmy do Zakopanego wraz z moją kuzynką i jej półrocznym synkiem, moim chrześniakiem. Przez całą podróż i podczas pobytu tam z małym nie było żadnego problemu - pospał, pojadł, pobawił się, nie marudził. W 2014 roku jak mały miał ponad rok kuzynka pojechała z nim do Chorwacji - i mieli mega problem, bo Milan w ogóle nie chciał w aucie wysiedzieć, od razu się darł, nawet podczas krótkich wycieczek już na miejscu. No i wiadomo - chodził już, więc trzeba go było mieć ciągle na oku. Także myślę, że podróż z takim maluszkiem jest zdecydowanie mniej męcząca. 

A czy wy planujecie wakacje z maluszkiem? A może macie już takie za sobą?

Ps. a swoją drogą to ciekawa jestem, ja życie zweryfikuje moje nastawienie do tematu macierzyństwa ;)