środa, 29 kwietnia 2015

Oduczamy koty wchodzenia do łóżeczka - podsumowanie eksperymentu

Kilkanaście dni temu pisałam o tym, jak postanowiliśmy oduczyć nasze koty wchodzenia do łóżeczka - o TUTAJ. W skrócie: okleiliśmy materac i przewijak dwustronną taśmą klejącą. 

Taśmę zostawiliśmy na ponad 10 dni. W tym czasie nasze kocury kilka razy zaliczyły wizytę w łóżeczku - co widać było po śladach sierści na taśmie. Uczucie, które je wtedy spotkało, widocznie do najprzyjemniejszych nie należało (chociaż taśma mocna nie była), bo próby wchodzenia do łóżeczka szybko się skończyły. W późniejszych dniach kilka razy widziałam, jak kocury spacerują po krawędzi łóżeczka - zachowywały się wtedy jakby chodziły po linie w cyrku, szły wolniutko i ostrożnie - byle tylko nie wpaść do środka ;)

Wczoraj postanowiłam w końcu ściągnąć taśmę, a na materac założyłam prześcieradło. Koty oczywiście towarzyszyły mi przy ubieraniu łóżeczka, ale żaden nie odważył się wskoczyć do środka. Od tamtej pory drzwi do sypialni są cały czas otwarte, ale koty łóżeczkiem nie są zainteresowane - co najwyżej siadają na szafce obok albo na parapecie. 

Wygląda więc na to, że (odpukać w niemalowane!!!) udało nam się osiągnąć pierwszy mały sukces wychowawczy! Teraz to samo powinniśmy zrobić z wózkiem (który stoi u moich rodziców) oraz... bujaczkiem, który od razu przejęła Marcysia :-)


EDIT: Wieczorem Marcin przywiózł do mieszkania wózek. Taśmy starczyło nam tylko na oklejenie połowy gondoli - ale jak się okazuje, to nie gondola najbardziej spodobała się naszym kotom, do niej Marcyśka wskoczyła tylko raz. Nasz wózek (Bebetto Silvia) ma zapinany na ekspres koszyk... i to właśnie on zachwycił nasze kocury. Odkąd wózek stoi w pokoju, na zmianę koty go okupują i na nim siedzą :D Marcyśka nawet zaliczyła małą przejażdżkę wózkiem po mieszkaniu, siedząc na koszyku :) także kto wie, w przyszłości może będziemy wozić jednocześnie Olka i kota :):)

poniedziałek, 27 kwietnia 2015

Tydzień? do porodu

I jak tam u Was? Jak się czujesz? Dzieje się już coś? Rodzisz? Wody już Ci odeszły? Czujesz skurcze? Stresujesz się? Mniej więcej takie pytania słyszę non stop od kilku dni. 

Tymczasem u mnie nadal cisza i spokój. Jestem w stanie prawie normalnie funkcjonować - wysypiam się, nie puchnę, kończę ostatnie poduszki... i tylko chodzę jak kaczka :-) Nawet stresu zbytniego nie czuję, co aż mnie dziwi. Za to Tatuś coraz bardziej poddenerwowany chodzi ;)

Termin porodu mam na 5 maja - a więc za tydzień. A kiedy Olek postanowi zaprezentować się światu - to wie tylko On ;) w każdym razie rodzinka się już doczekać nie może, babcie już planują spacery z wózkiem i ubieranie wnusia w te ciuszki, które im się będą podobać ;) ojj będzie szaleństwo! :):)

piątek, 24 kwietnia 2015

Wiosenna szybka sesja z brzuszkiem

Czy pisałam już, że czasem facet fotograf to skarb? Czasem to znaczy wtedy, kiedy robi zdjęcia mnie ;) kilka dni temu korzystając z pięknej pogody wykorzystałam ten mój skarb i pojechaliśmy na kilka szybkich ujęć w plener. 

Do mojej kolekcji zdjęć ciążowych brakowało mi jednego ujęcia - chciałam zrobić zdjęcie z brzuszkiem w plenerze i po porodzie zrobić takie samo zdjęcie, w tym samym miejscu, tyle że z Olusiem na brzuchu. Plan na teraz wykonany, teraz trzeba będzie czekać na wyprawę do lasu z Olkiem!

Oprócz tego jednego zdjęcia zrobiliśmy jeszcze kilka ujęć całej naszej trójki oraz kilka magicznych zdjęć w zielonym gąszczu.




Teraz przed nami sesja zdjęciowa malutkiego Aleksandra. Ale na to musimy jeszcze trochę poczekać! :-)

czwartek, 23 kwietnia 2015

Frappe - to, co tygryski lubią najbardziej!

Są osoby, które żyć bez kawy nie potrafią - np. mój Marcin :-) Ja z tym problemu nie mam, w pracy kawę piłam bardziej z przyzwyczajenia (bo po prostu tuż po 8.00 wszyscy idą robić kawę), a w ciąży nie piję jej praktycznie wcale. Wraz z nadejściem wiosny to się jednak zmienia, ponieważ wyższe temperatury, słońce i relaks na balkonie idealnie pasują do frappe!

Frappe to narodowy napój Greków. Smak tej kawy poznałam jeszcze przed liceum, podczas obozu w Grecji, a wprost zakochałam się w nim podczas mojego półrocznego pobytu na Cyprze. Na Cyprze studiowałam w ramach programu Erasmus i właśnie na mojej uczelni piłam najlepsze frappe - słodkie i z dużą ilością mleka, a do tego w ogromnym półlitrowym kubku Coca-coli. W zeszłym roku po 6 latach udało mi się odwiedzić moją uczelnię i wypić to najlepsze frappe - wraz z pierwszym łykiem wróciły wspomnienia wielu pięknych chwil! 

Cypryjskie frappe na mojej uczelni! :)

Zrobienie frappe jest niesamowicie proste i szybkie. Ja specjalnie na potrzeby robienia frappe zakupiłam 0,5-litrowe szklanki do piwa - w takiej ilości kawka smakuje mi najlepiej, przy czym i tak dużą ilość szklanki zajmuje pianka - także nie martwcie się, że nie wypijecie takiej porcji :)

Co jeszcze jest potrzebne do frappe oprócz dużych szklanek?

  • kawa rozpuszczalna - 2 łyżeczki,
  • cukier - o ile słodzicie kawę. Ja kiedyś dawałam 4 łyżeczki cukru, teraz dodaję 3,
  • woda niegazowana,
  • mleko,
  • kostki lodu,
  • blender,
  • słomki.
Do wysokiego pojemnika wsypuję kawę i cukier oraz dolewam wody - około 100 ml, czasem więcej. Całość blenduję przez około minutę, do uzyskania pianki. Do wysokiej szklanki wrzucam kostki lodu, wlewam kawę i do pełna dolewam mleka. No i kawa gotowa! Do smaku można jeszcze dodać na wierzch bitej śmietany czy wrzucić do kawy gałkę lodów, choć i bez tego kawa jest przepyszna i orzeźwiająca. 

Frappe i relaks na balkonie - duet idealny!

Gdy robię kilka kaw, to każdą porcję blenduję osobno - inaczej mogłoby zdarzyć się tak, że w jednej szklance będzie kawa, a w drugiej tylko pianka. 

Grecy przy jednej frappe potrafią siedzieć godzinami, u mnie znika ona zdecydowanie szybciej ;) a ja pijąc frappe zawsze zastanawiam się jak to jest - zimne frappe uwielbiam, ale normalnej kawy która wystygnie nie jestem w stanie przełknąć - chociaż przecież składniki są takie same ;)

Ps. a dziś już zaliczyłam frappe z koleżanką na balkonie, a później wbiłam się w krótkie spodenki i wystawiłam do słońca na godzinę moje blade nogi. Może do porodu trochę się przyrumienią ;)

środa, 22 kwietnia 2015

Dziecko bez ślubu - formalności w USC

Poród zbliża się wielkimi krokami, a ja ciągle myślę, co jeszcze powinnam załatwić. Ostatnio o 5.00 rano pojawiły mi się w głowie myśli dotyczące wszelkich formalności, które musimy załatwić w związku z narodzinami Olusia - tym bardziej, że nie jesteśmy małżeństwem, więc tych formalności jest ciut więcej niż w przypadku osób po ślubie. 

W przypadku małżeństwa sprawa jest prosta - po narodzinach dziecka szpital do Urzędu Stanu Cywilnego przekazuje dokumenty dotyczące narodzin dziecka. Do USC udaje się tata dziecka z dowodami obojga rodziców, odpisem skróconym aktu małżeństwa (jeśli ślub był w innym USC) i dokonuje rejestracji noworodka, nadaje imię i dostaje numer PESEL. Kierownik USC dokonuje także zameldowania maluszka. Na załatwienie spraw jest 14 dni.

W przypadku pary bez ślubu sprawa nie jest już taka prosta. Do USC muszą udać się oboje rodziców aby złożyć oświadczenie o uznaniu ojcostwa. Z reguły takie sprawy załatwia się po porodzie - i tak też mieliśmy to zrobić. Pod wpływem rozmów na forum ciążowym, na którym jestem zarejestrowana, postanowiliśmy jednak załatwić tę sprawę przed porodem, co jest zdecydowanie lepszym rozwiązaniem. 

Dlaczego? Argumenty mówią same za siebie. 
Po 1: w przypadku gdyby podczas porodu coś się stało (oczywiście jestem pewna, że wszystko będzie ok, ale lepiej dmuchać na zimne) - Marcin ma zaświadczenie, że jest ojcem dziecka. Z tego co słyszałam nawet w jakimś serialu - chyba M jak Miłość - była ostatnio sytuacja, że matka dziecka zmarła podczas porodu, a para nie miała ślubu i dziecko formalnie nie miało ojca. 
Po 2: średnio wyobrażam sobie bieganie za papierkami tuż po porodzie - myślę że wtedy przede wszystkim będę chciała skupić się na dziecku, odpoczynku i dochodzeniu do siebie. 
Po 3: załatwianie spraw w urzędach wygląda jak wygląda ;) a po porodzie hormony buzują, siedzenie nie należy do najprzyjemniejszych czynności - załatwianie spraw w takim stanie mogłoby się skończyć nawet jakąś awanturą ;)

Formalności w USC w praktyce

Zanim jeszcze dziewczyny z forum podpowiedziały mi, że formalności mogę załatwić przed porodem, zadzwoniłam do USC z pytaniem o to, jak wyglądają formalności. Pan nie poinformował mnie o możliwości załatwienia sprawy przed porodem, tylko kazał zgłosić się razem po porodzie. Kiedy jednak dowiedziałam się o możliwości załatwienia sprawy wcześniej - wybraliśmy się do USC. 

Kiedy powiedzieliśmy o co nam chodzi, okazało się że formalnie nazywa się to uznaniem ojcostwa dziecka poczętego nienarodzonego. 



Dokumenty, które są potrzebne do uznania ojcostwa w takim przypadku to:
  • dowody osobiste obojga rodziców,
  • odpisy aktów urodzenia (jeśli rodzice urodzili się w innym mieście, a ich dane jeszcze nie są w nowym systemie),
  • zaświadczenie o ciąży - np. karta ciąży (wielki brzuch nie wystarczy ;)).
Ja nie wpadłam na to, że jakieś zaświadczenie o ciąży będzie konieczne, więc musieliśmy się wrócić po kartę ciąży do domu. W tym czasie jednak pani urzędnik przygotowała już potrzebne dokumenty oraz zmigrowała dane z naszych aktów urodzenia do jakiegoś nowego systemu, dzięki czemu w przyszłości nie będziemy już potrzebować odpisów aktów urodzenia - wszystko jest w systemie. To migrowanie pani miało zająć jakieś 1,5 godziny, w tym czasie na spokojnie zdążyliśmy więc jechać do domu po dokumenty i załatwić jeszcze kilka innych spraw. 

Kiedy dotarliśmy ponownie do USC nasze papiery niby były już gotowe, ale pani nie mogła odnaleźć się w systemie, nasze dane jej zginęły i o pomoc prosiła stażystę... na szczęście stażysta szybko pomógł ;)

Przed kierownikiem USC złożyliśmy ustne oświadczenia potwierdzające, że Marcin jest biologicznym ojcem nienarodzonego jeszcze dziecka i że dziecko będzie nosiło jego nazwisko. Później pod takimi oświadczeniami złożyliśmy swoje podpisy. Następnie przez kilkanaście minut obsługująca nas pani miotała się, jakby nie wiedziała co ma zrobić. Patrzyła w komputer, przeglądała papiery innych par (jakby szukając, co ma zrobić dalej ;)), w końcu przekazała dokumenty do zatwierdzenia pani kierownik i po kolejnych kilku minutach otrzymaliśmy 'Zaświadczenie potwierdzające uznanie ojcostwa' dziecka poczętego nieurodzonego. Łącznie zajęło nam to pół godziny, przy czym same formalności trwały może 5 minut.

Z tym zaświadczeniem po porodzie Olusia Marcin już sam będzie mógł dopełnić wszystkich formalności.

Jeśli jesteście więc w podobnej sytuacji - szczerze polecam załatwienie spraw przed porodem. 

wtorek, 21 kwietnia 2015

2 tygodnie? Ciążowe podsumowanie

Do wyznaczonej daty porodu pozostały nam dwa tygodnie, choć jak wiadomo - godzina '0' może wybić w każdej chwili, zarówno wcześniej, jak i później. Wydaje mi się więc, że to idealny czas na ciążowe podsumowania. 

W momencie, gdy dowiedzieliśmy się o ciąży, nadchodzące 8 miesięcy wydawało mi się być wiecznością. Myślałam, że okres ciąży będzie mi się dłużył, że po drodze będę musiała zmagać się z wieloma ciążowymi dolegliwościami, że pod koniec będę już marzyć o porodzie. 

Muszę jednak przyznać, że trafiła mi się naprawdę 'lekka' ciąża. Zero nudności i wymiotów, brak jakiś strasznych zachcianek, dobre samopoczucie i wspaniały humor przez 99,7% czasu, dobre wyniki badań, prawidłowo rozwijający się Oluś, brak stresów, brak problemów ze snem czy ciągłym bieganiem do toalety (oprócz jednej pamiętnej nocy, o której pisałam na blogu!)

A tak rósł mój brzuszek od drugiego miesiąca ciąży do dziś :-)

Ciągle powtarzam sobie, że skoro tak dobrze znosiłam ciążę, to będę miała również lekki i szybki poród. Czasem tylko w głowie pojawia mi się myśl, że być może wykorzystałam już limit szczęścia przypadający na okres ciąży i teraz będzie już tylko pod górkę - ciężki poród, non stop płaczący Oluś... choć ogólnie muszę przyznać, że mam w życiu szczęście, więc mam nadzieję że mnie za szybko ono jednak nie opuści ;). 

Do samego porodu mi się jednak póki co nie spieszy - i chyba jestem jedną z nielicznych kobiet w 9. miesiącu ciąży, która tak twierdzi ;) póki co wciąż delektuję się ciszą i spokojem oraz czasem, który możemy z Marcinem spędzić we dwoje lub który mam tylko dla siebie, jem ulubione potrawy, z którymi będę musiała rozstać się podczas karmienia piersią, odwiedzam znajomych... I tak mi dobrze :-)

Pomimo tego, że tak dobrze czułam się przez cały okres ciąży, to jednak jestem pełna podziwu dla wszystkich kobiet, które mają już co najmniej jedno dziecko, zwłaszcza małe, i są w kolejnej ciąży. Ciąża to jednak ogromny wysiłek dla organizmu, z rosnącym brzuchem ciężko jest normalnie funkcjonować i robić wiele rzeczy - nawet dłuższe 'stanie przy garach', prasowanie czy zmywanie męczy, a co dopiero bieganie za żywiołowym maluchem. 

piątek, 17 kwietnia 2015

Koty w łóżeczku?

Od kilkunastu dni w naszym mieszkaniu stoi nowy mebel: łóżeczko dla Olusia. Póki Olka nie ma jeszcze z nami, łóżkiem interesują się nasze kocury - Staś i Marcysia. 

Tuż po złożeniu łóżeczka najciekawsze dla kotów okazało się oczywiście pudełko. Marcysia do niego weszła, a Stasiek łaził po nim, a więc po Marcysi ;) z uwagi na rozmiar pudła jednak nie zostało ono u nas długo, więc po jego wyniesieniu kocury zainteresowały się łóżeczkiem i położonym na nim przewijakiem. Ponieważ jednak zarówno przewijak, jak i materacyk były zafoliowane, na kotach nie zrobiły wielkiego wrażenia. 

Sytuacja zmieniła się, gdy postanowiłam przymierzyć na łóżeczko wszystkie posiadane przeze mnie drobiazgi - czyli ochraniacze, prześcieradło i bambusową pościel. Jak się okazało (co zresztą wcale nie było dla mnie zaskoczeniem ;)) - mięciutka bambusowa pościel bardzo przypasowała kocurom i od razu wskoczyły do łóżeczka, chcąc poleżeć w królewskich warunkach :-) 

Wszystkie dodatki od razu więc zdjęłam i przez kilka dni łóżeczko stało ofoliowane. Koty czasem po nim łaziły, ale raczej w nim nie leżały - służyło im jedynie do wędrówek. 

Wczoraj postanowiliśmy wykonać kolejny krok. Gdzieś w Internecie znalazłam poradę, aby łóżeczko okleić taśmą dwustronną. Tak też zrobiliśmy: na folii od materaca oraz przewijaka nakleiliśmy paski taśmy dwustronnej. Od razu dodam, że taśma jakoś bardzo mocno nie klei i na pewno żaden kot podczas tego doświadczenia nie ucierpi ;)

Tak wygląda niespodzianka przygotowana dla naszych kocurów :-)

W każdym razie od wczoraj na folii zaobserwowaliśmy kilka malutkich śladów obecności kotów w łóżeczku i na przewijaku. Czy to pomoże w oduczeniu wskakiwania ich do łóżeczka? Okaże się pewnie za kilka dni. Póki co eksperyment trwa :-) a jak dobiegnie końca, to pokażę Wam zdjęcia kącika Olusia. Wczoraj w końcu (wszak szewc bez butów chodzi ;)) Olusiowy kącik wzbogacił się o zestaw poduszek :-)


A wracając jeszcze do tematu kotów - jeśli macie jakieś sprawdzone sposoby na nauczenie kotów jak gdzieś nie wchodzić, to chętnie poczytam ;)

środa, 15 kwietnia 2015

3 kg naszego szczęścia

Dopiero co byliśmy na pierwszej wizycie u ginekologa, na której jeszcze za wcześnie było na potwierdzenie ciąży i na drugiej, na której zobaczyliśmy malutkiego Bąbelka. A teraz ten Bąbel waży już 3 kg i niedługo pojawi się na świecie!

Poniedziałkowa wizyta kontrolna była już naszą ostatnią u lekarza prowadzącego ciążę. Do planowanego terminu porodu zostały niecałe 3 tygodnie i gdyby teraz coś się działo, to mamy od razu kierować się do szpitala. A jeśli Olusiowi spieszyć się do wyjścia nie będzie (a coś czuję że tak może być :-)), to od 5 maja mam się codziennie zgłaszać na KTG.

Mnie się ciągle jeszcze w głowie nie mieści, że już za około 20 dni będę rodzić. Wiem, że wyjścia nie mam, staram się jakoś tym wszystkim nie stresować, ale nie zmienia to faktu, że do tej pory nie nacierpiałam się za wiele w życiu jeśli chodzi o fizyczne odczuwanie bólu. Marcin też ma stresa, co widzę w jego oczach :-) 

Moje przygotowania do 'godziny 0' są już mocno zaawansowane. Wczoraj zaliczyłam wizytę u fryzjera i oprócz zaplanowanego farbowania odrostów zmieniłam także obcięcie - teraz mam włosy mocno wycieniowane z przodu. Później 'z marszu' zahaczyłam też o kosmetyczkę, która wyregulowała mi brwi i przyciemniła je henną. Teraz przydałoby się jeszcze zgubić z twarzy tę ciążową lekką opuchliznę i byłoby super ;)

Fizycznie czuję się super (tfu tfu tfu!) i mam nadzieję, że tak już będzie do samego porodu. Cały czas działam z poduchami, a moim najnowszym 'wynalazkiem' są mini sówki-przytulanki, idealne dla niemowlaków. 


W sypialni wczoraj pojawiła się szafka na rzeczy Aleksandra, póki co jeszcze bez blatu. Jak tylko on się pojawi, to pokażę Wam Olusiowy kącik w całej okazałości - mimo tego, że kącik jest naprawdę malutki i ciaśniutki, to całość wygląda przepięknie! Kawałek widać zresztą na zdjęciu powyżej :-)

piątek, 10 kwietnia 2015

Do przodu!

Po chwilowym spadku formy, o którym pisałam ostatnio, na szczęście póki co została tylko pamiątka w postaci wpisu na blogu. Wraz z wczorajszym pojawieniem się słońca za oknem, wróciły mi siły i dobre samopoczucie. 

Lekko przestraszona tymi małymi zawirowaniami postanowiłam wziąć się za zrobienie tego, co jeszcze muszę zrobić przed porodem. Wczoraj uzupełniłam więc w Rossmannie braki kosmetyczne moje i Olusia i przekazałam harcerskie tematy, w które byłam jeszcze zaangażowana. 

Dziś wybieramy się do kina na "Szybkich i wściekłych 7". Oglądam te filmy w sumie wyłącznie z racji na Paula Walkera, który podobał mi się 'od pierwszego zobaczenia', a że to ostatni film nakręcony przed jego śmiercią, to nie mogę go nie zobaczyć. Później jak się uda wybierzemy się na chwilę na salsotekę - następna będzie dopiero za dwa tygodnie, ale na nią mogą już się nie wyrobić, więc dziś ostatnia szansa na realizację mojego postanowienia przedporodowego ;)

A jutro korzystając z przecudnej pogody wybierzemy się w plener na jeszcze kilka ciążowych ujęć :-) w poniedziałek natomiast czeka nas wizyta u naszego pana doktora, zobaczymy ile nasz Maluszek już waży!

I powiem Wam, że już snuję plany 'pociążowe'... tzn. już sobie wyobrażam, jak w wakacje pakujemy Olusia do auta i jeździmy na krótkie wycieczki po okolicy... do lasu, nad wodę albo na ruiny zamku! Odkąd pamiętam moi rodzice zabierali mnie i brata na takie jednodniowe wycieczki i już się doczekać nie mogę, aż my będziemy tak jeździć z małym :-)

A na koniec: znowu tematy kocie :-) Staś i Olek w jednym spali domku, tyle że Olek jeszcze w środku ;)



środa, 8 kwietnia 2015

9 miesiąc czas zacząć

Ojj muszę przyznać, że 9. miesiąc ciąży rozpoczęłam z prawdziwym przytupem. Wszystko zaczęło się w poniedziałek wielkanocny - praktycznie cały dzień przespałam, ominął mnie nawet rodzinny obiad. Później prawie do 3.00 w nocy usnąć nie mogłam...

We wtorek obudziłam się o normalnej porze, ale koło 14.00 byłam już nie do życia. Więc znowu położyłam się spać i ledwo wstałam na zaplanowane wcześniej spotkanie. Ze spotkania wróciłam w kiepskim stanie - i od razu się położyłam spać. Wieczorem okazało się, że mam lekki stan podgorączkowy i ogólnie czułam się strasznie licho. Zaczęłam nawet myśleć, że może poród się zbliża, bo wszystko mnie bolało. Z tego wszystkiego spakowaliśmy torbę do szpitala z rzeczami dla mnie - bo ta z rzeczami Olusia już od tygodnia stoi gotowa. 

Kolo 23.00 położyłam się spać. I tak tragicznej nocy już dawno nie przeżyłam. Do toalety wstawałam - nie kłamiąc - koło 40 razy, przy czym czasami nawet co 5 minut. Oczywiście za każdym razem musiałam się trochę nagimnastykować, żeby w ogóle wstać - przez chwilę zastanawiałam się nawet, czy nie zainstalować się na stałe w ubikacji... 

Teraz cały czas jestem nieprzytomna, więc coś mi się wydaje że czeka mnie kolejny dzień w łóżku. 

A co poza tym?
Mamy już łóżeczko i materacyk, Marcin musi jeszcze tylko przerobić szafkę nocną na szafeczkę z rzeczami Olusia. Torby do szpitala gotowe, a ja mam do skończenia jeszcze kilka poduszek + cały czas mam w głowie to, co jeszcze powinnam zrobić przed porodem. 

piątek, 3 kwietnia 2015

Tak sobie śpimy

Patrzę na mojego kota Staśka i się nadziwić nie mogę. Ojj chyba będą z Olusiem dobrymi kumplami! :-)

Pisałam już kiedyś, że odkąd zaszłam w ciążę, Stasiek w nocy z poduszki przeniósł się w nasze nogi - i tak zazwyczaj śpi. Ciężko się czasami ruszyć w nocy i zmienić pozycję - bo kot leży. 

Ale ostatnio Staś kładzie się też tuż przy moim brzuchu, a czasami na nim - ja śpię na boku, przytulona do mojej ciążowej poduchy, a Staś kładzie się albo na poduszce, albo wręcz wciska się między brzuszek a poduchę. 

Dzisiaj udało mi się to uchwycić na zdjęciu - tylko jakość kiepska, bo pod ręką miałam tylko telefon, a przecież nie mogłam się ruszyć. No ale Staśka widać, brzuszek też.




Kilkukrotnie zauważyłam też, że tuż po tym, jak Stasiek się kładzie koło brzuszka, to Olek zaczyna kopać - i nieważne czy jest środek nocy, czy już ranek. Wygląda więc na to, że chłopaki się wzajemnie wyczuwają :-)

Ja już kiedyś powiedziałam, że wydaje mi się, że Olek będzie taki jak Stasiek - tzn. równie piękny, jak niedobry ;) no i cóż, chyba to się sprawdzi, skoro już teraz się kumplują ;)

czwartek, 2 kwietnia 2015

20 faktów o mnie

Zainspirowana wpisem Bazyljuszki postanowiłam stworzyć listę z różnymi ciekawymi i być może zaskakującymi faktami o mnie. Dzięki temu trochę lepiej mnie poznacie ;) wstępnie faktów miało być więcej, ale ostatecznie listę skróciłam, za to poszczególne punkty są dość obszerne.

  1. Mam na imię Kasia i mam 29 lat, ale zupełnie nie czuję się na swój wiek, mam wrażenie że na liczniku mam wciąż jakieś 24 lata ;)
  2. Pracuję w banku jako osoba odpowiedzialna za kwestie public relations, przez ponad 4 lata równolegle byłam również redaktor naczelną lokalnego portalu internetowego. 
  3. Sporą część mojego życia poświęciłam harcerstwu. Była to dla mnie nie tylko wspaniała przygoda i zabawa, ale również prawdziwa szkoła życia. W mojej harcerskiej karierze byłam m.in. drużynową i komendantką szczepu, a umiejętności zdobyte w tym czasie już wiele razy pomogły mi w 'dorosłym' życiu. 
  4. Podczas studiów licencjackich zaliczyłam półroczną wymianę międzynarodową na Cyprze. To były najpiękniejsze wakacje ;)) mojego życia, od tamtej pory kocham Cypr!
  5. W piątej klasie podstawówki zaczęłam pisać pamiętnik i zapisałam chyba z 8 zeszytów. Zawsze jak je czytam to płaczę ze śmiechu ;) czasem myślę że powinnam je spalić, ale szkoda mi wspomnień z tych młodzieńczych lat.
  6. W młodości byłam fanką przede wszystkim Backstreet Boys, kochałam się w Brianie. W zeszłym roku spełniłam nawet swoje młodzieńcze marzenie i byłam na ich koncercie w Warszawie ;)
  7. Od pierwszego przesłuchania w X-Factor jestem fanką Dawida Podsiadło. Uwielbiam jego głos oraz osobowość. Trafiłam nawet do fanclubu Dawida i również w zeszłym roku pojechałam na kameralne spotkanie z fanami. Dawid mnie uściskał, podpisał płytę i powiedział, że nie wyglądam na swoje lata ;))
  8. Jeszcze nigdy nie zrobiłam żadnych kotletów (!), a z zup w moim życiu ugotowałam tylko zupę meksykańską... tak, marna ze mnie kucharka, chociaż są rzeczy które mi wychodzą. 
  9. Uwielbiam tańczyć. Może gdybym w młodości nie była pochłonięta harcerstwem, to teraz byłabym mistrzynią tańca ;)) w zeszłym roku w maju zaczęłam chodzić na zajęcia bachaty. 
  10. Jestem kociarą, mam dwa koty. 
  11. Jestem pierwszym rocznikiem, który trafił do gimnazjum i pierwszym, który zdawał nową maturę. 
  12. Od pierwszej klasy podstawówki zawsze byłam przewodniczącą klasy, a w gimnazjum - przewodniczącą szkoły. Ogólnie lubię sobie porządzić ;)
  13. Jednym z moich zboczeń z harcerstwa jest uwielbienie do liczby 13 (a to ze względu na to, że należałam właśnie do drużyn z numerem 13)
  14. Uwielbiam planować wakacje, szczególnie na Cyprze! :)
  15. Moją pierwszą miłością był Ernest, w którym kochałam się z wzajemnością od zerówki do czwartej klasy. Zaliczyliśmy nawet randkę w kinie, tyle że on przyszedł z kolegą ;)) w drugiej klasie Ernest nagrał się na automatyczną sekretarkę: 'Cześć Kaśka, to ja Ernest, zabujałem się w Tobie. Cześć'. Moi rodzice to nagranie puszczali wszystkim znajomym i rodzinie, a ja paliłam się ze wstydu...
  16. Z Marcinem jesteśmy razem nieoficjalnie 3,5 roku, oficjalnie - 2,5 roku ;) zaręczyliśmy się we wrześniu 2014 na Cyprze i pomimo tego, że spodziewałam się, że dostanę wtedy pierścionek, to Marcin totalnie mnie zaskoczył z wyborem momentu na oświadczyny! :)
  17. Mam słabą motywację jeśli chodzi o ćwiczenia fizyczne, chociaż w zeszłym roku na wiosnę udało mi się schudnąć 5 kg przy zdrowszej diecie i większej aktywności fizycznej. 
  18. Lubię jeździć na rowerze, w zeszłe wakacje wzięłam nawet udział w kilku rekreacyjnych rajdach rowerowych po okolicy. Teraz też już się doczekać nie mogę, aż wskoczę na rower, chociażby na godzinkę ;)
  19. Mam młodszego brata, który jest moim zupełnym przeciwieństwem. Największa różnica - on uwielbia disco polo - tak bardzo, że na jego weselu ma zagrać gościnnie zespół Akcent (przy którym mój brat oświadczył się swojej dziewczynie...)
  20. Odkąd pamiętam miałam znacznie większy biust niż moje wszystkie koleżanki, oczywiście wszystkie dziewczyny mi go zazdrościły, a wszyscy faceci ślinili się na jego widok. Ja chętnie zamieniłabym go na taki kilka rozmiarów mniejszy... W ciąży na szczęście zbytnio nie urósł.
Co powiecie o sobie? :-)

środa, 1 kwietnia 2015

Pierwsza fura Olusia

Od tygodnia na Aleksandra czeka już jego pierwsza fura, którą będzie się woził od swoich pierwszych dni, a raczej - którą będzie wożony. Mowa oczywiście o wózku. 

Przebojów z kupnem wózka mieliśmy całkiem sporo. Na forum ciążowym, na którym jestem zarejestrowana, mamy majóweczkę - wózkomaniaczkę, która często udzielała dziewczynom różnych wózkowych porad. Na podstawie jej opinii wybraliśmy wstępnie dwa modele wózków, którym później chcieliśmy przyjrzeć się bliżej na żywo. 

Zanim jednak dotarliśmy do większego sklepu w Częstochowie, razem z mamą odwiedziłyśmy sklep w Radomsku. I tam zobaczyłyśmy TEN wózek. Moja mama oszalała i pewnie gdyby miała przy sobie gotówkę, to by go od razu kupiła ;) ja początkowo starałam się myśleć trzeźwo, mówiłam: trzeba poczytać opinie, spokojnie, nie na wariata. A moja mama już widziała nas na spacerku z Olusiem w TYM wózku :-)

W międzyczasie obejrzeliśmy dwa polecone modele, ale wizualnie średnio przypadły mi one do gustu - chociaż w jednym kolorystyka niby była taka sama, to jednak całość prezentowała się zupełnie inaczej. 

Później rozmawiałam jeszcze z dwiema koleżankami, które mają wózki tej marki o której myśleliśmy i obie sobie je chwaliły. A jak się jeszcze okazało, że możemy mieć ten wózek nowy trochę taniej niż w sklepie, to już się nie zastanawialiśmy. 

Oto więc jest pierwsza fura Olusia: wózek Bebetto Silvia - granatowy z białą ramą:




Zdjęcia pochodzą ze strony www.bebetto.eu

W modelach z 2015 roku pojawiła się nowa torba, która wizualnie zdecydowanie bardziej podoba mi się niż ta starsza :-) w zestawie mamy jeszcze uchwyt na kubek (tatuś się cieszy, będzie mógł brać na spacery kawę ;)), moskitierę i folię przeciwdeszczową. 

Póki co nie mam doświadczenia zupełnie jeśli chodzi o wózki, ale w Silvii podoba mi się to, że wózek ma całkiem spory koszyk, który jest zamykany na suwak - przynajmniej wiem, że nic z niego nie wyleci podczas jazdy. Poza tym gondola ma opcję wentylacji od spodu, co pewnie przyda się nam - bo będziemy ją użytkować przez całe lato. 

Póki co wózek stoi u dziadków, którzy go sprezentowali Olusiowi, a moja mama już się cieszy, że Oluś będzie miał najpiękniejszy wózek w całym mieście i już nie może doczekać się spacerów z wnusiem :-)