sobota, 31 stycznia 2015

Pozostały 93 dni do planowanej daty porodu...

Przez kilka dni musiałam korzystać ze starszego modelu telefonu, na którym nie mogłam zainstalować aplikacji ciążowej i przegapiłam moją 'studniówkę', czyli 100 dni do planowanego terminu porodu. Dziś aplikacja pokazuje mi, że dni pozostało 93. AAA!!!

Ogólnie nigdy w życiu nie miałam nic złamanego ani skręconego, a największy ból, jaki do tej pory przeżyłam, to ból zęba i wyciskanie ropienia. I boję się bólu strasznie. W 2013 r. miałam podłączaną pierwszą kroplówkę w życiu - pielęgniarka aż się zestresowała i spociła, bo ja jak nakręcona zaczęłam jej opowiadać o tym, jak się boję. 

Gdy koleżanki które już mają dzieci zaczynały opowiadać o porodach - ja po prostu wychodziłam z pokoju albo przestawałam ich słuchać. Byłam pewna, że prędzej adoptuję dziecko albo nie będę miała go wcale, niż urodzę. 

Aż tu niespodziewanie zaszłam w ciążę. Chcę czy nie - urodzić będę jakoś musiała... nadal wolę nie poruszać z innymi tego tematu, bo ciągle mnie to przeraża.



Póki co powtarzam sobie, że skoro ciążę przechodzę lekko, bez większych niedogodności, to taki też będę miała poród - szybki i lekki. Jak jedna z bohaterek filmu "Jak urodzić i nie zwariować", która tylko kichnęła i dziecko wyskoczyło ;) tak też mówię wszystkim dookoła, licząc że będzie to taka samospełniająca się przepowiednia. 

Postanowiłam rodzić w szpitalu w moim mieście, choć wiele koleżanek rodziło np. w Łodzi. Mamy od bodajże 3 lat nowy szpital, szukając informacji o szkole rodzenia udało się nam nawet podejrzeć sale porodowe - naprawdę jest czysto i schludnie, można powiedzieć że nawet pachnie nowością. Na oddziale pracują  dwie znajome położne (ja ich nie znam, ale kiedyś się okazało, że one znają mojego tatę ;)), a nowy ordynator oddziału to znajomy rodziców (zalety mieszkania w małym mieście - praktycznie zawsze ktoś kogoś zna ;)). Powtarzam sobie, że to też wpłynie na sam poród i że będę w dobrych rękach. Znajomości zawarte w szkole rodzenia też z pewnością pomogą. 

Poza tym - tyle kobiet urodziło już dzieci, więc i ja dam radę. Chociaż co do tego argumentu to niestety nie pomagają informacje z mediów - np. wczorajsza czy przedwczorajsza o kobiecie z Zabrza, która musiała urodzić martwe dziecko, a teraz sama walczy o życie... trzeba jednak myśleć pozytywnie, prawda?

Ponoć o bólu szybko się zapomina - mam nadzieję... chociaż znając siebie, to nie wiem czy o moim bólu szybko zapomną położne - prędzej je znowu zagadam na śmierć i babeczki będą uciekać, gdzie pieprz rośnie, albo się znowu zestresują i zapomną, co mają robić ;)

Ps. A ogólnie to nawet dziś w nocy śniło mi się, że poczułam jakiś pierwszy większy skurcz. Poleciałam z mamą do szpitala, a w głowie tylko miałam myśl, że przecież jeszcze nie mam spakowanej torby!

środa, 28 stycznia 2015

Wyprawka dla niemowlaka - c.d...

Kompletowanie wyprawki dla niemowlaka to naprawdę ciężka sprawa. Po pierwsze: nie do końca wiadomo, co potrzeba, a jeśli nawet mamy listę, to i tak przy każdym punkcie możnaby się zastanawiać co i jak... jakiego rozmiaru butelka? Z jakiej firmy smoczek? I ile smoczków / butelek potrzeba na początek? A ile pieluszek tetrowych?

Po drugie: praktycznie każda z potrzebnych rzeczy ma jakiś wzorek. A te wzorki są cudne, aż ciężko się zdecydować, który wybrać. Nawet wybór smoczka jest ciężkim zadaniem! :-)

Do mnie wczoraj przyszła kolejna paczka z pierdółkami dla maluszka. Zamówiłam m.in.:

  • dwa kaftaniki zapinane na napy (miałam kaftaników nie brać wcale, ale poleciłyście że mogą się przydać w szpitalu, bo będzie je łatwo założyć), 
  • dwa smoczki uspokajające,
  • szczotkę do włosów z naturalnego włosia,
  • pieluchy tetrowe - 8 sztuk,
  • butelkę antykolkową,
  • szczotkę do butelek,
  • nożyczki do paznokci,
  • dwa prześcieradła do łóżeczka, 
  • Sudocrem.
Tym samym lista rzeczy do kupienia trochę się skróciła, choć wciąż zawiera sporo pozycji.
Najbardziej rozczuliły mnie smoczki, w moim ulubionym marynarskim stylu, z paseczkami i groszkami:

A dziś byłam w kilku sklepach z odzieżą używaną, bo szukałam materiałów na podusie. Powstrzymać się jednak nie mogłam i kupiłam też kurteczkę dla Olusia (którą założy za ponad 1,5 roku najwcześniej...) i kombinezon dla dziewczynki. Zachwycił mnie już w poniedziałek, ale wtedy był za 15 zł. A dziś kupiłam go za 5 zł ;) właśnie się suszy i trafi do mojej koleżanki albo kuzynki - w każdym razie na pewno się nie zmarnuje! :-)

 



niedziela, 25 stycznia 2015

Zimowa sesja z brzuszkiem

Od wczoraj pada u nas śnieg. Dziś za oknem zrobiło się już zupełnie biało, postanowiliśmy więc wykorzystać piękną zimową aurę na szybką sesję zdjęciową. Nawet bardzo szybką, bo trwała niecałe 10 minut! Ale kilka cudnych zdjęć udało się zrobić. Sama się napatrzeć nie  mogę! Zdolnego mam mężczyznę, co? :-)







sobota, 24 stycznia 2015

Dziecko bez ślubu???

Dla mojego pokolenia posiadanie dziecka przez parę bez ślubu nie jest niczym niezwykłym. Dla pokolenia moich rodziców, cioć i wujków - jest to jednak wciąż temat ciężki do przełknięcia - szczególnie że mieszkamy w małym mieście, a większa część rodziny to ludzie raczej średnio wykształceni. 

Najpierw o ciąży dowiedzieli się nasi rodzice, więc to oni podjęli temat ślubu - i powiem szczerze, że bardzo mnie zaskoczyli argumentami, których używali. Usłyszeliśmy bowiem - ja, rocznik 86 i ON, rocznik 77, że ślub musi być, bo przecież dziecko musi mieć ojca! I że tak naprawdę rodziców nie musi być nawet na tym ślubie, byle tylko papierek był, który oni będą mogli zobaczyć. 

Te słowa praktycznie wcisnęły mnie w fotel, szczególnie że wypowiedziała je moja mama, uważająca się za nowoczesną. Wiem jednak, że jej nastawienie podyktowane było głównie tym, co inni powiedzą - koleżanki w pracy czy różni znajomi. 

Na szczęście jednak gadanie rodziców skończyło się dość szybko - powiedziałam mamie, że jeśli ktoś będzie się jej pytał kiedy ślub, to niech mówi że wtedy, kiedy my będziemy chcieli. I dodałam, że ponieważ możemy mieć tylko ślub cywilny, to chcę żeby wyglądał tak, jak ja będę chciała - i nie mam zamiaru robić tego na szybko albo po kryjomu tylko dlatego, że ludzie gadają. 

Dziś natomiast dowiedziałam się, że część mojej rodziny (dodam że taka, z którą praktycznie nie utrzymuję kontaktu, choć to rodzina bardzo bliska) spać nie może z powodu mojej ciąży i nieślubnego dziecka! I chyba tego, że zamiast się tego wstydzić, to ja jeszcze pokazałam ciążowy brzuszek na fejsie!

Generalnie mam w nosie to, co sobie o mnie gada moja 'wspaniała rodzina' i m.in. ciotka, która jeszcze kilka lat temu na wieść o tym, że mieszkam sama i mam kota, uznała że trąci jej to staropanieństwem.

Zastanawia mnie tylko, co tym gadającym ludziom daje ten świstek papieru? Czy bez ślubu będziemy mniej kochać nasze dziecko? Czy mniej będziemy się starać, żeby między nami było dobrze i żeby synek miał kochających się rodziców? 

Czy kiedyś weźmiemy ślub? Tak, ale nie wiem kiedy. Chciałabym, żeby ten moment był dla nas wyjątkowy, tak jak same zaręczyny. W moich marzeniach ślub bierzemy na cypryjskiej plaży, a realizacja takich planów trochę potrwa, więc niecierpliwa rodzinka musi się uzbroić w cierpliwość. Zresztą - i tak ich nie zaprosimy, więc pewnie będą nadal gadać ;)

Ps. A najlepsza w tym wszystkim jest moja babcia, prawie już 80-letnia, która na co dzień słucha Radia Maryja i jest co niedziela w kościele, a księża to dla niej wyznacznicy tego, co najlepsze. Obawiałam się zwłaszcza jej reakcji na 'nieślubnego prawnuka' a babcia zaskoczyła mnie totalnie, bo słowem się praktycznie nie odezwała. Przekalkulowała chyba, że w najbliższym czasie ma już wesela dwójki wnuków + chrzciny prawnuczki. I że kolejny ślub / wesele to kolejne wydatki. Mądra babcia :-)

czwartek, 22 stycznia 2015

Szyjemy!

Uff! Siedem poduszeczek gotowych! Moja kolekcja za parę dni rozjedzie się po mieście i po świecie, jedna z tu obecnych trafi nawet docelowo do Irlandii, a druga do Łodzi :-)


Najprzyjemniejsza jest dla mnie pierwsza część szycia - wybieranie materiału, dobór poszczególnych elementów i wyszywanie... drugą część zleciłam Pani Teściowej - dzięki maszynowemu szyciu całość jest mocno zszyta. Najgorsze za to na końcu - wypełnianie poduszek... ach, gdybyście mnie dziś widzieli! Cały pokój w białych ścinkach, ja na podłodze, co chwilę w innej pozycji - tak żeby mnie i Olusiowi było wygodnie. Czarne legginsy całe obrane, do tego ciekawskie koty, które przecież muszą sprawdzić co jest grane! 

A na sam koniec: zaszywanie dziury. Jeszcze do wczoraj nie wiedziałam, jaki to jest ścieg ręczny kryty. Ha, ale już wiem! I nawet całkiem nieźle mi wychodzi ;-)

Teraz przede mną kolejne bodajże 8 poduszek, w tym dwa nowe wzory. Już się cieszę, bo znowu zaczynam od mojego ulubionego etapu :-) a do wypełniania zamówiłam silikonowe kulki - może trochę lepiej się będzie nimi wypełniać poduchy?

Ze spraw Olusiowych: na wyprzedaży w Biedronce kupiłam dziś za 10 zł genialny kocyk! Z jednej strony kolorowy polarek, z drugiej - mięciutki i włochaty kocyk. Będzie idealny do przykrywania małego i do sesji zdjęciowej :-) drugi - różowy - kupiłam też do JEGO studia, na pewno przyda się do zdjęcia dziewczynek :-)


środa, 21 stycznia 2015

Dzień Babci i Dziadka

Chociaż Oluś jeszcze się nie urodził, to dziadkowie sami "domagali się", aby uczcić dziś i jutro ich święto. Szczególnie marzyli o tym moi rodzice, którzy już kilka dni temu dopytywali, czy dostaną jakiś prezent z okazji swojego święta. Ale nie ma się co dziwić - Oluś to ich pierwszy wnuczek i trzeba przyznać, że już oszaleli na jego punkcie. 

Moja mama jak tylko dowiedziała się o ciąży, to zaczęła planować w co będzie swojego wnuka ubierać - gdzieś wyczytała, że gwiazdy teraz ubierają swoje dzieci w biele i beże, a więc tak jest teraz modnie. No więc ona też postanowiła, że takie kolory będzie nosił jej wnusio - wtedy jeszcze nie wiadomo, czy chłopiec czy dziewczynka. 

Czasem jak jej słucham, to mam wrażenie, że ciążą jest bardziej 'podjarana' niż ja :-) mówi o tym, jak to ich życie się zmieni jak się wnusio urodzi, no i że muszą iść na Sylwestra bo to już ich ostatnia taka impreza :-)

Ostatnio zabrała mnie (a raczej nas ;)) na zakupy i nakupiła dla Olusia rzeczy - rożek (jeden już kupiłam ale co tam), ręczniczek do kąpieli, ciuszki, kocyk... no i prawie nam wózek kupiła, tak jej się jeden w sklepie spodobał ;) 

Tata za to co chwila przywozi z rynków jakieś gadżety, które mogą się przydać do zdjęć - malutką harmonię, drewnianą taczkę czy inne zupełnie nieprzydatne rzeczy :-)

JEGO rodzice mają już dwie wnuczki, tyle że za oceanem. Oluś będzie więc na miejscu, a babcie już dzielą się obowiązkami (mamy w czerwcu i lipcu wesela w mojej rodzinie, więc JEGO mama już zaklepała na wtedy opiekę nad małym ;))

Ja póki co pozwalam się rodzicom cieszyć z wnuka i nie bronię nic kupować - no chyba że uważam coś za zbędne, albo wiem, że w Internecie znajdę to taniej. A później? Śmieję się, że będziemy musieli rodzicom terminy wizyt wyznaczać, bo inaczej wejdą nam na głowę. Pożyjemy, zobaczymy!

A wracając do dzisiejszego i jutrzejszego święta - przygotowaliśmy drobne upominki dla babć i dziadków - zdjęcie z USG w ramce. Podobne zrobiłam też dla mojej babci, dla której Olek będzie trzecim prawnukiem, ale pierwszym płci męskiej.


Nie mogłam się też dziś powstrzymać ;) i w Pepco kupiłam bodziaki z napisem "kochany wnuczek":

A tymczasem znikam szyć kolejną sowę, bo mam ich trochę do zrobienia ;) niedługo pewnie pochwalę się nowymi fotkami - w produkcji są też koty :-)

wtorek, 20 stycznia 2015

Przesadziłam!

Ogólnie nie mam zbytnio ciążowych zachcianek i zazwyczaj się nie objadam "na zaś", wolę zjeść trochę mniej a częściej. Ale dziś zdecydowanie przesadziłam!

Zaczęło się od tego, że po południu naszła mnie ochota na czekoladę z orzechami. ON poszedł do sklepu, niestety takiej jak chciałam - czyli czekolady z całymi orzechami - w sklepie nie było, więc wziął inną. No cóż, zjadłam ją, praktycznie całą (bez czterech kawałeczków które wziął ON) w dosłownie 15 minut...

Wieczorem znów złapała mnie na coś ochota, ale nie do końca wiedziałam na co - poszłam więc sama do Lidla, z zamiarem kupienia mleka na budyń (który ostatnio jem praktycznie co drugi dzień). W każdym razie jak doszłam do lodówki z mlekiem, to nie miałam już go jak złapać - a to dlatego:


Zdrowy rozsądek podpowiedział mi jedynie, żeby jakoś złapać jeszcze dwa jogurty...

Po powrocie do domu zaczęła się uczta. Nie, nie zjadłam dziś wszystkiego - zaczęłam od 3/4 paczki Haribo, po czym postanowiłam zrobić budyń. A że ON ochoty na mój ulubiony deser nie miał, to... zjadłam całą porcję z pół litra mleka. 

I choć minęły już ponad dwie godziny od tego momentu, to ja wciąż nie mogę się ruszyć. Bąbelku, obiecuję: już nigdy więcej nie zjem całej porcji sama! I jutro zaczynam dzień od jogurtu albo koktajlu owocowego!

poniedziałek, 19 stycznia 2015

Ciążowy gadżet - aplikacje na telefon

Przed zajściem w ciążę nie wiedziałam, że takie coś jak ciążowe aplikacje na telefon istnieją - teraz już wiem że są i sama z nich korzystam. A że mam ich kilka (a kilka już odinstalowałam), to napiszę co i jak - może komuś się przydadzą :)

Ogólnie w moim przypadku wszystko zaczęło się od aplikacji nie ciążowej, ale bardzo pomocnej  - Mój kalendarzyk. Śmieję się, że to dzięki niej jestem w ciąży. Dlaczego? Do kalendarzyka wprowadza się dane na temat dat swojej miesiączki oraz długości cyklu, a aplikacja przypomina o kolejnych miesiączkach i wskazuje dni płodne oraz owulację. Dodatkowo można do niej wprowadzać także temperaturę, nastrój czy informacje o zbliżeniach. Ja tak naprawdę korzystałam z niej... 2 miesiące ;) Później aplikacja zaczęła mi mówić że już powinien mi się zacząć okres - a tu nic. Zrobiłam test i okazał się pozytywny! Także jak widać - wyliczenia tego kalendarzyka są jak najbardziej prawidłowe ;) Po zajściu w ciążę aplikację można ustawić na tryb "Ciąża" i wtedy pokazuje ona informację o tygodniu ciąży.


Z najprostszych ciążowych aplikacji podoba mi się aplikacja Nasza ciąża. W tej aplikacji pokazują się tylko podstawowe informacje - tydzień ciąży, ilość dni do porodu, data porodu oraz orientacyjna waga i wielkość płodu. Całość ma naprawdę przyjemną grafikę, a co tydzień aplikacja przypomina, że nasz dzieciaczek jest o kolejny tydzień starszy.


Aplikacja zdecydowanie bardziej rozbudowana to Moja ciąża. W niej też znajdziemy wszystkie podstawowe informacje o dzidziusiu, a ponadto w aplikacji znajduje się opcja monitorowania ruchów maluszka i skurczy, informacje o wyprawce (można na liście odhaczać, co już mamy), kontrola wagi (chociaż minusem jest to, że można wpisywać tylko pełne kilogramy), ćwiczenia dla ciężarnych czy szablon do robienia zdjęć brzuszka. Co tydzień można także przeczytać nowe informacje o rozwoju ciąży.


Z używanych przeze mnie aplikacji najbardziej przypadła do gustu  mi aplikacja Moja ciąża z edziecko.pl. Nie jest tak rozbudowana jak aplikacja opisywana wyżej - posiada tylko podstawowe informacje o ciąży i płodzie, kontrolę wagi (wagę można wpisywać z dokładnością do jednego miejsca po przecinku) oraz bardzo fajne opisy poszczególnych tygodni - ale to akurat te opcje, z których osobiście najczęściej korzystam. I co mi się podoba - co tydzień w aplikacji pokazuje się inne zdjęcie, a także moje imię ;) a jeśli ktoś jest bardzo ciekawski, to może w bardzo prosty sposób dowiedzieć się, jak będzie rozwijać się ciąża w kolejnych tygodniach.


Oczywiście takie aplikacje - jak napisałam w tytule - są tylko ciążowym gadżetem bez którego można żyć, ale myślę że warto zainstalować taką chociażby w telefonie Taty - żeby był na bieżąco z rozwojem maluszka ;) no i w prosty sposób aplikacje pozwalają na monitorowanie swojej wagi - co myślę dla każdej ciężarnej jest dość istotnym tematem (przynajmniej dopóki waga jest w granicach przyzwoitości :D)

sobota, 17 stycznia 2015

Nocne rozmowy

Leżymy wieczorem - a właściwie już w nocy - w łóżku. Prawie wszyscy - tzn, ja, ON, Bąbel w brzuchu i Marcyśka. Tylko Stasiek gdzieś biega po domu i spać nie chce.

Bąbel zaczyna delikatnie kopać, o czym mówię JEMU. On raz i drugi dotyka ręką brzucha, ale ruchy są jeszcze dla NIEGO niewyczuwalne.

W końcu ON mówi do brzucha:

- Oluś, kici kici!

No cóż, chyba się tatusiowi coś pokiełbasiło :-)

piątek, 16 stycznia 2015

Podusia dla Olusia :-)

Sama w to jeszcze nie wierzę, ale.. uszyłam moją pierwszą podusię! I jestem z siebie dumna jak nie wiem co, szczególnie że nie pamiętam kiedy ostatnio miałam w ręku nitkę i igłę, a ogólnie to nigdy wcześniej sama z siebie nic takiego nie zrobiłam!

Jak byłam z dzieckiem to jedynie wyszyłam z babcią i ciocią kilka makatek, chyba nawet jedną moja mama ma gdzieś schowaną. W podstawówce miałam chwilowo fazę na haft krzyżykowy, ale szybko mi przeszło.

Teraz do uszycia podusi zainspirowała mnie dziewczyna z forum ciążowego - no właśnie, od początku ciąży piszę bowiem na takim forum i nalezę do majóweczek 2015 ;). Kilka dni temu jedna z dziewczyn pochwaliła się swoimi poduchami, które uszyła dla córeczki. Najpierw się nimi pozachwycałam, później nawet pokazałam zdjęcie pani Teściowej - bo ona ma maszynę i czasem coś szyje.

No ale wczoraj wieczorem coś mnie tchnęło... i postanowiłam spytać wujka Google o takie podusie. Jak się okazało - wujek G. ma w tym temacie bardzo duże doświadczenie i posiada zarówno linki do poradników, jak takie podusie zrobić, jak i mnóstwo gotowych wykrojników.

Od rana wzięłam się do pracy - znalazłam w mieszkaniu jakiś stary obrus w błękitną krateczkę i kilka ściereczek - takich podobnych do filcu. Wybrałam się też na poranny spacer i w sklepie z odzieżą używaną kupiłam tunikę i koszulę - właśnie z myślą o podusi, w pasmanterii dokupiłam też filc, guziczki, koronkę i taśmę do sklejania materiału.

Pierwsza przymiarka...

Wszystkie elementy na swoim miejscu - możemy szyć!

Podczas pracy okazało się, że ta taśma do sklejania coś nie działa jak powinna - a raczej ja coś robię nie tak ;) postanowiłam więc wszystkie elementy przyszyć do materiału - co ostatecznie fajnie wyszło, bo kolorowa nitka dodała podusi charakteru. Później całość zszyłam, dodałam wypełnienie, zaszyłam dziurę... i jest, piękna sowa, która powstała z myślą o naszym Bąbelku, idealnie pasuje do naszej sypialni i będzie pięknym uzupełnieniem Olkowego kącika :-)
Tył podusi zrobiłam z bluzki, którą kupiłam w sklepie z odzieżą używaną
Zbliżenie na panią sowę

Z wersji prototypowej jestem bardzo zadowolona, chociaż oczywiście ręczne szycie to nie to samo co maszyna. Przed sobą mam do zrobienia jeszcze co najmniej 4 podusie - dwie sowy i dwa koty - i chyba przy nich sama zajmę się naszyciem przodu, a o zszycie całej poduszki poproszę panią Teściową.

Aha, wykrój wzięłam stąd, choć tak jak napisałam - pomysłów jest w Internecie mnóstwo i co jeden to śliczniejszy!

A tak w ogóle to... przed zajściem w ciążę nawet bym nie pomyślała, że ja mogę tak po prostu usiąść i zrobić taką podusię. Zawsze miałam bowiem mnóstwo spraw do załatwienia - związanych albo z pracą na etacie, albo z własną działalnością. Dopiero teraz, kiedy jestem już na zwolnieniu a działalność zamknęłam - mogę zwolnić i zająć się takimi bardzo przyjemnymi pierdółkami!

czwartek, 15 stycznia 2015

Planujemy sesję ciążową...

Z racji na to, że Tata Bąbla jest fotografem, praktycznie od początku ciąży wiedziałam, że czeka nas sesja ciążowa. Uważam, że takie zdjęcia to świetna pamiątka dla rodziców i już się nie mogę doczekać naszych zdjęć!

Sesję zdjęciową planuję wykonać w 8. miesiącu ciąży - nie chcę z nią czekać do końca, bo w ostatnich tygodniach ciąży z wielkim brzuszkiem ponoć bywa ciężko :-) mamy więc jeszcze jakieś 1,5 miesiąca na przygotowania, zdobycie ewentualnych rekwizytów i oczywiście - zebranie pomysłów. Na razie oglądam zdjęcia i szukam inspiracji.

Bardzo podobają mi się zdjęcia 'przed i po' i na pewno takie będziemy chcieli zrobić. Szkoda, że ze względu na porę roku nie będziemy mieć sesji w plenerze, tak jak ta kobieta!
http://www.keilajunephotography.com/
Wspólne zdjęcie z tatusiem też na pewno będzie i to nie jedno. Tylko kto nam je zrobi? :)

http://fotografiaciazowa.blanic.pl/sesja-ciazowa/

http://www.swiatloczuli.pl/

http://www.podstawny.com/
www.marcinkalka.pl
www.marcinkalka.pl


Bardzo podobają mi się też takie proste i zwyczajne zdjęcia - dobrze oświetlone i uchwycone są według mnie naprawdę magiczne.

http://www.katarzynapapieska.com/

https://www.pinterest.com/pin/375909900122136081/

www.monikareplin.pl
Zdjęcie w koszuli tatusia na pewno tez musi być :)
www.olgakrakowska.pl

www.fotohylinski.pl

Podobają mi się tez zdjęcia z przeróżnymi gadżetami:
http://dianaszczyrba.blogspot.com/
http://katarzyna-gabriela.blogspot.com/

Odważniejsze panie mogą zdecydować się na odważniejsze zdjęcia:
www.fotopracownia.com


A te bardziej wstydliwe mogą pokazać tylko brzuszek:
www.olgakrakowska.pl
www.swiatloczuli.pl

http://www.wronaart.pl/
a tu nasze zdjęcie :-)

Ile kosztuje taka sesja?

Oczywiście zależy od fotografa :-) Przykładowo Tata Bąbla za taką sesję bierze 350 zł - w tym przyszła mama dostaje 10 zdjęć w dwóch wersjach - wydrukowanej oraz cyfrowej. Z doświadczenia wiem, że zazwyczaj fajnych zdjęć podczas sesji powstaje więcej, więc zapewne końcowa kwota może być inna.

Jak się przygotować do sesji?

Na pewno warto przemyśleć, jakie zdjęcia byście chciały - w studiu czy w plenerze, a może we własnym domu? Warto pooglądać zdjęcia których w Internecie jest mnóstwo, oczywiście warto też porozmawiać z fotografem, bo pewnie on też będzie miał jakieś pomysły. Tuż przed sesją koniecznie trzeba się pozytywnie nastawić i nie bać zwariowanych pomysłów fotografa :-) bo taka sesja może być naprawdę fajną zabawą!

środa, 14 stycznia 2015

I po badaniu. WRRR!

No i po badaniu prenatalnym. Zacznę od najważniejszego: Aleksander rozwija się jak najbardziej prawidłowo, wszelkie wyniki w normie. Lekarka przyjrzała się twarzy, kręgosłupowi, serduszku, pomierzyła kości itd.. Nasz synuś waży 668 gram, a więc prawie dwa razy więcej niż miesiąc temu.

Badanie robiliśmy w klinice Olmedical w Częstochowie - polecił nam ją mój przełożony z pracy, który był tam też na badaniach ze swoją żoną. Klinika ponoć korzysta z najnowocześniejszego sprzętu w technice 4 HD Live. Badanie prenatalne kosztowało 200 zł, kolejne 100 zł powiedziano nam za filmik z badania - postanowiliśmy z tego skorzystać.

Co do samego filmiku jestem jednak baaaardzo zawiedziona. No ale od początku: byliśmy umówieni na godzinę 15.20, weszliśmy do gabinetu o 16.10 - przy czym pani doktor (która w sieci ma naprawdę dobre opinie) przez jakieś 20 min w ogóle nie przyjmowała pacjentek, a później po korytarzu chodziła z jakąś torebką prezentową. No nic. Weszliśmy do gabinetu, położyłam się na łóżku i powiedzieliśmy że chcemy też filmik z badania. Na co pani doktor odpowiedziała, że 'ona nie wie czy jej się ten filmik uda dzisiaj nagrać bo na tym bardzo długo schodzi' i że 'zobaczy w ogóle jak dziecko jest ułożone, czy będzie coś widać'. Oboje pomyśleliśmy że w takim razie filmiku nie będzie - no trudno, ale przynajmniej 100 zł zostanie nam w kieszeni. Samo badanie trwało jakieś 10 minut, może chwilę dłużej, ze 3-4 razy lekarka przełączyła na 3G ale dosłownie na kilkanaście sekund. Zbadała Bąbelka, po czym odłożyła wszystko, dala mi papier żebym się wytarła... i na koniec mówi do nas: 'płytka z filmikiem zaraz będzie, wyniosę ją Państwu na korytarz'.

Zdziwiliśmy się, bo byliśmy pewni że filmiku nie będzie, tym bardziej że przez 95% czasu pani doktor badała dzieciaczka, więc na filmik nawet nie było materiału. No ale nic, zapłaciliśmy i wyszliśmy.

No i co jest na płytce? Kilka filmików, które łącznie trwają jedną minutę i osiemnaście sekund. Hmm zupełnie nie tego się spodziewałam za 100 zł! Widocznie pani się bardzo spieszyło (miała sporą obsuwę), no chyba że tak wygląda standardowe nagranie z badania? Zresztą sami oceńcie:

Jak dodałam slajd tytułowy i muzyczkę to może i nie ma tragedii, ale i tak uważam, że 100 zł dodatkowo za takie nagranie to naprawdę przesada, tym bardziej że lekarka nie zrobiła nic więcej poza badanie, za które i tak zapłaciliśmy. Gdyby ta płytka była w cenie badania - to ok, ale skoro ekstra się dopłaca, to chyba coś ekstra powinno być na filmiku? Czyta nas kilka doświadczonych mam - jak uważacie?

Po powrocie do domu zadzwoniłam do tej kliniki i pani w recepcji spytałam najpierw, jak wygląda filmik z badania. Powiedziała że jest w 3D i że można sobie powybierać sceny, które się chce mieć nagrane. Powiedziałam jej więc, jak wygląda nasz filmik. Na co ona kazała mi zadzwonić za tydzień w środę i porozmawiać z tą lekarką - i że skoro tak to wygląda, to że niby będę się z nią mogła umówić w innym terminie - 'jak będzie mieć więcej czasu'. I że wtedy to będzie za darmo. Wrrr!

wtorek, 13 stycznia 2015

24 tydzień. Badania prenatalne przed nami

Dziś zaczął się nam 24. tydzień ciąży. Jak ten czas szybko leci!!! Do samego porodu już mamy bliżej niż dalej - niesamowite!

Jutro wybieramy się na badania prenatalne do Częstochowy. Jeszcze w grudniu zaliczyłam badanie połówkowe u mojego ginekologa prowadzącego ciążę - to badanie wykazało, że z Bąblem wszystko ok i rozwija się prawidłowo. Postanowiliśmy jednak wybrać się też do większego miasta, na badania na lepszym sprzęcie - ponoć najnowocześniejszym, z opcją 4 HD Live. Mam nadzieję, że to dokładne badanie również wypadnie dobrze i wszystko z naszym synusiem jest w najlepszym porządku.

Z badania można mieć też film, dodatkowo płatny - ale chyba się zdecydujemy, bo to będzie na pewno niesamowita pamiątka, no i dziadkowie się ucieszą, jak zobaczą po raz pierwszy swojego wnusia tak dokładnie. Ciekawe tylko, czy Alek będzie chciał się zaprezentować ;) ostatnio jak lekarz przełączał obraz na 3D, to miał buźkę bardzo blisko łożyska i niewiele było widać. A jak już się pokazał, to wyglądał jak mały zombie :-)

Jutro też jadę z moją mamą na małe zakupy - bardzo chce kupić dla wnusia kocyk i ręcznik do kąpania, tylko nie wie z jakim zwierzątkiem. Obie rzeczy są na mojej wyprawkowej liście, także nie będę jej bronić :-) może przy okazji wpadnie mi też coś innego z listy w oczy.

poniedziałek, 12 stycznia 2015

Kompletujemy wyprawkę

Co prawda do porodu mamy jeszcze trochę czasu (termin mamy na początek maja), ale wyprawka dla niemowlaka obejmuje sporo pozycji, a przede wszystkim: sporo kosztuje. Dlatego pierwsze zakupy już za nami - zaczęłam od ciuszków, które są chyba najwdzięczniejszą częścią zakupów dla Bąbla.

Wiem, że dostanę sporo ciuchów od koleżanki, ale jeszcze nie wiem w jakich będą rozmiarach - na pewno będzie dużo ubranek większych, które Bąbel będzie mógł założyć bardziej na jesień czy zimę. Póki co postanowiłam więc kupić ubranka, które będą nam potrzebne tuż po urodzeniu.

Na początku pojawił się problem z rozmiarem: brać ciuszki w rozmiarze 56 czy może 62? Nie mam pojęcia jaki się urodzi nasz Bąbel, biorąc pod uwagę nasz wzrost - uznałam że ciuszki w rozmiarze 56 powinny być ok, tym bardziej że ponoć ON urodził się bardzo "krótki" - jeśli wierzyć słowom JEGO mamy ;)

Szukając ciuszków trafiłam przypadkiem na stronę z nowymi i używanymi ubraniami dla dzieciaków - Ubranet.pl. Ciuszki tam są naprawdę w fantastycznych cenach i w dobrym stanie, a dodatkowo są naprawdę śliczne. Dwie partie już zamówiłam, a kolejna rzeka na przypływ gotówki na koncie :)

Z końcem grudnia ruszyły też przeceny w sklepach - zrobiłam więc zakupy (oczywiście przez Internet) w Smyku.

Póki co moja wyprawka obejmuje:
8 sztuk body, w tym jedne z krótkim rękawem, wszystkie w rozmiarze 56. Szczególnie te pierwsze - z rozpinanymi guziczkami z przodu - skradły moje serce, tym bardziej że koszulki z guzikami to ulubiona stylówka taty Bąbla :-) myślę że dokupię jeszcze bodziaki z krótkim rękawem, ale chyba już rozmiar większe. 

4 x śpiochy - pajacyki. Przy czym te po prawej stronie, ze Smyka, są zdecydowanie większe i nie wyglądają na rozmiar 56. Ale może to i dobrze, przecież się nie zmarnują :-) w każdym razie ilość śpiochów muszę co najmniej podwoić. 

3 x półśpiochy. Do tego mam jeszcze spodnie dresowe które Bąbel dostał pod choinkę. 

3 x łapki - były w trzypaku, no i dwie czapeczki, też kupione w zestawie.

1 x rampersy - ale za to jakie! Zakupione przez nas podczas wakacji na Cyprze. Co prawda wtedy byłam jakoś w 9 tygodniu ciąży, ale nie mogłam się powstrzymać przez przywiezieniem prezentu dla Bąbla. "I love Napa" - to właśnie odniesienie do Cypru i jednej z tamtejszych miejscowości :) na lato rampersów muszę dokupić jeszcze kilka sztuk bo będą z pewnością idealne na ciepłe dni. 


A tu sweterek który Bąbel dostał od jednej z cioć. na pewno się przyda na jakieś wyjście ;)

Nie mamy jeszcze w ogóle skarpetek, kilka par na pewno się przyda. Kaftaników kupować nie zamierzam, bo ponoć są niepraktyczne i się podwijają. No chyba że dostaniemy jakieś, to pewnie wykorzystamy. Czy coś z ciuszków jeszcze się nam przyda i w jakiej ilości?

niedziela, 11 stycznia 2015

Ciążowy gadżet - poducha

Będąc w początkowym etapie ciąży czytałam o magicznych ciążowych poduszkach i w końcu sama zapragnęłam taką mieć! Okazja do jej zakupu nadarzyła się na początku grudnia, bo akurat postanowiliśmy zamówić dla Bąbla rożek, a w sklepie w którym robiliśmy zakupy (oczywiście internetowym) były też poduchy dla ciężarnych.



Poducha - prezent gwiazdkowy od NIEGO - okazała się strzałem w dziesiątkę. Już teraz ma mnóstwo zastosowań. Przede wszystkim służy mi do spania - jak jest prosta, to jedną końcówkę wkładam pod głowę i mogę się do niej przytulić, drugi koniec wędruje między nogi. Ogólnie zawsze lubiłam się w nocy do czegoś przytulać - np. do miśka albo do rogu pościeli ;) więc taka poducha bardzo mi odpowiada, a pewnie im większy będzie brzuch, tym ta poducha będzie bardziej przydatna. Jedynie ON czasem narzeka, że brakuje mu kołdry, bo nie dość że ja się rozpycham, to jeszcze poducha miejsce pod kołdrą zajmuje ;))

Poduchę można też związać - wtedy bardzo przydaje się do siedzenia np. na kanapie. Nie raz uratowała mnie podczas dłuższych wizyt gości w naszym mieszkaniu - mogłam się nią owinąć i naprawdę pomagała na ból moich pleców. 

Już dwa razy uratowała mi też życie w naszym kinie - fotele mamy niestety mega niewygodne i obejrzenie filmu - nawet bez dodatkowego obciążenia w postaci ciążowego brzucha - jest ciężkie. Z owiniętą wokół poduchą jest o niebo lepiej - a miny obserwujących mnie ludzi, jak wchodzę do kina z reklamówką z której wystaje poducha - bezcenny! :D

Poducha ponoć przyda mi się też w okresie karmienia - będę sobie mogła ją związać wokół siebie i na niej położyć Bąbla. No ale na to jeszcze trochę poczekamy! :)

Ta poducha którą my kupiliśmy jest zapinana na ekspres, dzięki czemu pokrowiec można zdjąć i wrzucić do pralki. Znaleźliśmy ją TUTAJ

Ps. a dokładnie w takie same grochy kupiliśmy rożek, są też takie akcesoria do łóżeczka - np. ochraniacze na szczebelki czy w ogóle cała pościel. Kuszą mnie bardzo te kolejne elementy i w przyszłości chyba się na nie skuszę :)